"Super Express": - Spotkanie kanclerz Angeli Merkel z premierem Mateuszem Morawieckim i prezydentem Andrzejem Dudą daje nadzieję na zażegnanie konfliktu dotyczącego uchodźców?
prof. Dariusz Rosati: - Głównym punktem spornym pomiędzy Polską a całą Unia Europejską względem tematu uchodźców była odmowa rządu PiS przyjęcia 6 tys. imigrantów. Wszystko oczywiście miało odbywać się w ramach relokacji. W związku z masową imigracją ludności na tereny europejskie, Polska miała ulżyć innym państwom, takim jak Włochy czy Grecja, w owej relokacji. Tu nie chodziło o otwarcie drzwi na jakąkolwiek nielegalną imigrację. Chodziło o solidarną pomoc wymienionym przeze mnie państwom. Polska nie wywiązała się z tej umowy jako jedyny kraj. Przypomnę, że obowiązek przyjęcia wynika z prawa europejskiego. Polska złamała prawo.
- Jednak kanclerz Angela Merkel, mówiąc o przyjeżdżających do naszego kraju Ukraińcach, powiedziała, że Polska uczestniczy procesie przyjmowania uchodźców.
- Faktycznie zmienia się presja przyjmowania uchodźców i w tym względzie być może retoryka pani Merkel łagodnieje. W trakcie rozmów koalicyjnych, przed utworzeniem rządu w Niemczech, pani Merkel musiała iść na daleko idące ustępstwa w kwestii uchodźców. My z Europą toczymy bój o 6 tys. imigrantów, podczas gdy Niemcy wewnątrz swojego państwa rozmawiają o 200 tys. Pani Merkel zrozumiała, że trochę się zagalopowała. Polityka otwartych drzwi sprzed czterech lat okazała się w politycznych skutkach bardzo niebezpieczna. Nawet nie dlatego, że uchodźcy stanowią tutaj zagrożenie. To dało wzrost poparcia partiom nacjonalistycznym i populistycznym. Jest to błąd pani Merkel. Słowa o tym, że Polska przyjmuje jakichś innych uchodźców traktuje jak czystą kurtuazję. Dlatego, bo nie przyjmujemy prawie w ogóle uchodźców. Głównie przyjmujemy ludność z Ukrainy bądź z Kazachstanu. Generalnie polska służba graniczna odmawia na wschodniej granicy przyjęcia ludzi, którzy starają się o status uchodźców. Nie mamy się wobec tego czym pochwalić.
- Premier Mateusz Morawiecki uznał wspólnie z Angelą Merkel, że poprzedni system relokacji był źle opracowany. Być może nasz niemiecki partner liczy na pomoc Polski w zakresie zmiany tego systemu?
- Owszem. Proszę jednak pamiętać, że ten wątek nie likwiduje sporu o przyjęcie 6 tys. osób. W innych kwestiach polityki azylowej możemy się dogadać z Niemcami. Jestem o tym przekonany. Wiadomo, że należy uszczelnić granice. Musimy zacząć adresować problemy imigrantów tam, gdzie owe powstają, czyli w krajach afrykańskich. Należy stworzyć im warunki, aby nie musieli uciekać ze swoich ojczyzn. Trzeba będzie wyłożyć na to sporo pieniędzy. Polska jest na to gotowa. Problem jest jednak inny. Co zrobić z tą masą ludzi, która wdarła się do Europy i rozpływa się po niej? Kraje, które ten problem najbardziej dotyka, proszą inne o pomoc w tym zakresie. Polska jako jedyna tej pomocy odmawia.
- A co z mechanicznym rozdzielaniem uchodźców, który jest jednym z motywów wdrażanych, jeśli inne systemy zawodzą?
- Nowa propozycja azylowa polega na tym, że istnieje w jej ramach zapis automatycznego podziału uchodźców. Parlament Europejski zatwierdził tę propozycję. Nam się to nie podobało, więc głosowaliśmy przeciw. Jest to mechanizm ostatniej szansy. Mam nadzieję, że nigdy nie zostanie wdrożony.
- W jaki sposób Polska powinna wspomóc Niemcy w zakresie rozwiązywania problemów masowej migracji uchodźców do krajów wspólnoty europejskiej?
- Na pewno nie możemy ciągle stać w kącie i tupać nogą. Musimy zaproponować jakieś inicjatywy i pokazać, że również angażujemy się w zakresie Unii. Nic nie stoi na przeszkodzie, byśmy wyszli z inicjatywą specjalnego funduszu. Ale nie tylko na zasadzie wycieczki pani Kempy do Jordanii. Tu chodzi o inne rozdysponowanie środków.
Zobacz także: Dr Justyna Schultz o wizycie Merkel: Polska jest dla Niemców ważniejsza niż Rosja