"Super Express": - Mało kto rozumie, co się wydarzyło ostatnio w TVP. Jedno jest pewne - wraca pan na stanowisko prezesa telewizji publicznej. Jak to się stało?
Romuald Orzeł: - Myślę, że adresatem tego pytania powinna być Rada Nadzorcza TVP i Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. Ja po prostu byłem zawieszony przez sześć miesięcy i w poniedziałek dowiedziałem się, że decyzją RN zostałem odwieszony. W związku z tym stawiłem się w pracy.
- Zdziwił się pan, że znów pana potrzebują na Woronicza?
- Przyznam, że było to pewne zaskoczenie.
- Rozumiem, że wcześniej pan już się pogodził z tym, że przy obecnych układach politycznych do TVP nie będzie powrotu.
- Nie jest tak, że się pogodziłem. Zapadły takie a nie inne decyzje. Ja w TVP pełnię funkcję menedżerską i skoro zostałem przywrócony na stanowisko prezesa, musiałem się zjawić, żeby zadbać o kondycję finansową firmy. To mnie najbardziej w tej chwili interesuje.
- Snuje już pan jakieś plany na temat swojej działalności po powrocie?
- Moje priorytety się nie zmieniły od czasu objęcia przeze mnie funkcji prezesa TVP w grudniu 2009 roku. Zastałem wtedy firmę, która utraciła płynność finansową. Wtedy udało się ją przywrócić i dzięki temu telewizji publicznej nie grozi zapaść. Jeśli dalej przyjdzie mi tu administrować, to będę dbał o to, żeby TVP nie zniknęła w wymiarze ekonomicznym.
- Jak długo spodziewa się pan zostać na swoim stanowisku? Jeśli SLD dogada się z PO, może pan zniknąć z telewizji równie szybko, jak się pan pojawił...
- Ważne, żeby administrować telewizją i dbać o jej dobrą kondycję niezależnie od barw. A czy będę mógł się tym zajmować dwa czy dwadzieścia dni, zależy już od Rady Nadzorczej.
- Nowe rozdanie w TVP po pół roku już się chyba ukonstytuowało. Także dwuwładzy na Woronicza nie będzie, raczej wojna między ludźmi, którzy pojawili się tam po pana zawieszeniu, a panem?
- Póki instytucja telewizji publicznej jest tak zdefiniowana, póki tak jest uregulowana ustawą, to oczywiście mędrcy tego świata mogą opowiadać nam o podłożach jej funkcjonowania. Jednak prawda jest taka, że skoro KRRiT jest ciałem politycznym, wybór Rady Nadzorczej opiera się na pewnym kluczu, to pewnie zawsze będzie ona uwikłana politycznie.
- Dzięki wydarzeniom ostatnich dni zyskał pan opinię prezesa ekumenicznego. Wybrała pana koalicja PiS i SLD. Teraz miał pan wrócić dzięki przedstawicielowi ministra skarbu z Platformy Obywatelskiej. Łączy pan tak odległe światy w telewizji?
- Oczywiście, prywatnie mam swój bagaż poglądów i doświadczeń, i jest on dość jednoznaczny. Na pewno nie można mnie łączyć ze światopoglądem i filozofią lewicową. Jednak nie jestem związany z żadnym ugrupowaniem. Funkcja, którą pełnię, jest typowo administracyjna i całkowicie aideologiczna. Mnie interesuje to, żeby można było włączyć telewizor i żeby TVP była dostępna, oraz to, żeby było ją stać na produkcję nowych programów. To działalność ponad podziałami.
- Mówi się, że wraz z pana powrotem do TVP mogą wrócić dziennikarze, którzy po sierpniowych przemeblowaniach zostali zwolnieni, tacy jak Jan Pospieszalski, Anita Gargas czy Bronisław Wildstein. Chciałby ich pan z powrotem?
- Te decyzje pozostawiam, zresztą tak jak miałem to w zwyczaju przed moim zawieszeniem, w gestii dyrektorów anten. To oni ustalają program i decydują, które audycje się w nim znajdą oraz kto je poprowadzi. Takie są ich kompetencje i to dyrektorzy konkretnych anten ponoszą odpowiedzialność za podjęte decyzje.
- Jednak dyrektorzy kanałów są już z innego klucza niż wtedy, kiedy ostatnio prezesował pan TVP. Może się pan zdziwić ich decyzjami...
- Ledwie wróciłem na Woronicza i przyznaję, że jeszcze nie miałem czasu, żeby porozmawiać z poszczególnymi dyrektorami. Ale oczywiście w mojej opinii w publicznej telewizji powinny być audycje prezentujące różne światopoglądy. Na pewno anteny TVP nie powinny być zdominowane przez jedną opcję. Punkty widzenia powinny się ścierać tak, aby widzowie mieli pełne spektrum poglądów na poszczególne sprawy. W ostatnim czasie zostało to trochę zachwiane.
- Tomasz Lis na antenie panu nie będzie przeszkadzał?
- Pyta pan o nazwiska, a dla mnie najważniejsze jest to, żeby każda opcja mogła się w TVP wypowiedzieć. Taka w końcu jest rola publicznych mediów.
Romuald Orzeł
Przywrócony dwa dni temu prezes TVP