"Super Express": - Co można by uznać za najważniejsze wydarzenie minionego roku?
Paweł Lisicki: - W kraju wskazałbym jednak na udostępnienie przez media zapisu rozmowy tak prominentnych polityków Platformy Obywatelskiej, jak Chlebowski i Drzewiecki, z lobbystami. Afera hazardowa pierwszy raz od dłuższego czasu wyrwała obserwatorów, ale i polityków z pewnej drzemki. Pokazała, że za fasadą władzy i rządu odbywają się niezbyt sympatyczne spotkania i interesy, o których wyborcy nie mają pojęcia. Mogło to być o tyle uderzające, że rządowi Tuska udało się stworzyć niemal nienaruszalny wizerunek, bez żadnej rysy. I nagle szef klubu PO rozmawia z biznesmenami jak z bezpośrednimi zwierzchnikami. Bardziej szokujący niż treść był nawet ton tych rozmów.
- Sondaże wskazują, że wyborcy nie uznali tego za aż tak szokujące.
- Rzeczywiście, przy tej okazji wyszła taktyczna zdolność rządu do radzenia sobie z podobnymi sprawami. Można prześledzić tę sekwencję zdarzeń: najpierw było milczenie i wyczekiwanie. Później bardzo zdecydowane posunięcia premiera Tuska i usunięcie wszystkich osób, które mogły być powiązane z aferą. Na koniec premier ogłosił, że miała miejsce prowokacja, a przeciwko niemu toczy się wojna. I udało mu się przekonać wyborców, że nie tyle zawiniła jego partia, ile stała się ofiarą CBA, Mariusza Kamińskiego i PiS. Rozegrał to fantastycznie. W przeciwieństwie do Millera z czasów afery Rywina Tusk reagował od razu. Inna sprawa, że za czasów Millera SLD miało przeciwko sobie silną opozycję w PO i PiS. Osoby, które te partie wówczas grupowały, prezentowały wyższy poziom niż w przypadku dzisiejszej opozycji. Tak pod względem eksperckim, intelektualnym, jak i analitycznym.
- Ten rok to także czas kryzysu. Rząd reagował na niego tak jak należało?
- Tu muszę być dość ostrożny. Jesteśmy w sytuacji, którą wciąż trudno ocenić. Z jednej strony z danych statystycznych wynika, że Polska jest w bardzo dobrej sytuacji. Z drugiej wciąż mamy tylko nieśmiałe oznaki wyjścia z kryzysu. W tym przypadku trudno jednak robić rządowi zarzuty. Dobrym krokiem było powstrzymanie się od gigantycznych programów pomocowych. Jednak kryzys miał łagodniejszy przebieg dzięki obniżeniu podatków i składki rentowej jeszcze za kadencji poprzedniego rządu, PiS. Pozwoliło to stworzyć silny popyt wewnętrzny. Ale był to wspólny sukces PO i PiS, gdyż obie partie forsowały to rozwiązanie.
- Co przykuło pańską uwagę wśród wydarzeń międzynarodowych?
- W Europie dwie sprawy związane z traktatem z Lizbony. Pierwsza to podpisanie traktatu przez prezydenta Klausa, co zakończyło proces ratyfikacji. Druga - wybór już na mocy Lizbony przewodniczącego Rady Europejskiej i szefowej dyplomacji. Pokazało to pewną dwoistość w tej sprawie. Jednym z podstawowych argumentów na rzecz podpisania traktatu było wzmocnienie UE. Przekonywano, że pozostawienie Nicei grozi wręcz rozpadem Unii. Tymczasem dwa kluczowe stanowiska obsadzono politykami drugiego, a nawet trzeciego szeregu! Przy całym szacunku dla premiera Belgii van Rompuya, nie jest to postać z pierwszej ligi. Trudno przypuszczać, by jak Blair mógł nakłonić innych przywódców do swojego zdania. Nie jest to też równorzędny partner dla przywódców USA, Rosji czy Chin. Kompletnym nieporozumieniem jest zaś szefowa dyplomacji Catherine Ashton, polityk tylnego rzędu. To zasadnicza dysproporcja między retoryką przekonującą do Lizbony a faktami. Czy anonimowa postać, bez najmniejszego doświadczenia dyplomatycznego może stworzyć tę zapowiadaną nową Unię?
- Poza Europą nie było przełomu, ale był choćby pierwszy rok Obamy.
- Tu za najważniejsze uznałbym wysłanie 30 tys. dodatkowych amerykańskich żołnierzy do Afganistanu. Niepokoi mnie jednak przy tej okazji jednoczesne ogłaszanie daty wyjścia wojsk z tego kraju. To jakaś koszmarna niekonsekwencja. Niemal komunikat do talibów sugerujący, by wytrzymali 18 miesięcy i później będą mieli USA z głowy. Inną istotną kwestią było zderzenie się Baracka Obamy z rzeczywistością. Swoją popularność zawdzięczał w dużej mierze potwornie nieproporcjonalnej do win niechęci do Busha. Nadzieje, które wzbudzał, musiały być więc przesadzone. Była potrzeba nowej twarzy, ale nowość w polityce ma to do siebie, że jest wartością niestałą. Cóż z tego, że Obama zapowiedział nową politykę wobec Iranu, skoro jest tu wręcz lekceważony? Co więcej, kilka tygodni temu nawet premier Iraku odmówił spotkania z sekretarzem obrony USA Robertem Gatesem. To coś niespotykanego. Prztyczek pokazujący, że Obama napotyka opór tam, gdzie jego "miękka" polityka miała przynosić same korzyści.
Paweł Lisicki
Redaktor naczelny dziennika "Rzeczpospolita", publicysta i pisarz
Polityka dołuje, ale kultura triumfuje "Super Express": - Które z wydarzeń krajowych można uznać za najważniejsze w 2009 roku?
Marcin Meller: - Nie wiem, czy najważniejsze, ale największe wrażenie zrobiło na mnie to, jak Platforma Obywatelska z własnej afery hazardowej usiłuje zrobić aferę PiS. Z jaką zazdrością musi dziś patrzeć na Tuska Leszek Miller! Gdyby rozgrywał aferę Rywina tak jak dzisiejszą rozgrywa PO, to SLD zapewne by się nie rozleciało. Platforma w przypadku komisji sejmowej działa bezczelnie, bez rękawiczek, ale świetnie zdaje sobie sprawę, że wielu ludzi wolałoby na golasa przebiec Syberię, niż dopuścić do władzy PiS. Gdyby afery dotyczące PO dotyczyły PiS, to media roznosiłyby tych polityków na strzępy. A tak cały 2009 rok stał pod znakiem frustracji wynikającej z bezalternatywności polskiej sceny politycznej. Klincz obu partii powoduje, że źle oceniany rząd nie traci popularności, gdyż opozycja wzbudza jeszcze gorsze emocje. Przeciętny człowiek chcący zainteresować się polityką może chyba tylko siąść i pić wódkę z rozpaczy. Ale ten rok to także fatalny czas dla kibiców piłki nożnej.
- Chodzi o popisy klubów i PZPN?
- Nie tylko. Generalnie cała polska piłka sięgnęła dna. PZPN, reprezentacja, kluby, szkolenie O tym można godzinami. Choć kto wie, czy to wciąż nie jest muł i do dna jeszcze będziemy nurkowali? Ogólnie mamy jednak kompletny upadek. Co gorsza, bez żadnego światełka w tunelu. Dobrym podsumowaniem tej sytuacji było wyeliminowanie mistrza Polski - kraju niemal 40-milionowego - przez Levadię Tallin, mistrza kraju milionowego.
- Bezalternatywność polityki, polska piłka To był raczej kiepski rok?
- Aż tak źle nie było. Zabrakło jakichś spektakularnych wydarzeń. Niektórzy żartują, że w Polsce nawet kryzys nie wyszedł I ciesząc się, że nasza gospodarka radzi sobie jakoś z tą sytuacją, muszę się przyznać do wątpliwości. Słyszę bowiem optymizm, a dookoła widzę rosnące bezrobocie, cięcia, oszczędności Nie jestem ekonomistą, ale na zdrowy, chłopski rozum, skoro według rządu jest tak dobrze, to dlaczego jest tak źle? Choć oczywiście lepiej być w sytuacji Polski niż Łotwy. Żeby nie narzekać, muszę wspomnieć o erupcji dobrych filmów i talentów w polskim kinie. "Rewers", "Zero", "Dom zły" czy "Wojna polsko-ruska" to naprawdę świetne filmy. I tak jak przez kilkanaście lat wzdychałem, że Czesi potrafią, a Polacy nie, teraz mogę odtrąbić sukces. To jest bogactwo twórców, z których każdy jest inny i wciąż przyszłościowy. I choć jestem zwolennikiem liberalnego podejścia do gospodarki, to popieram funkcjonowanie Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Miniony rok to także sukces tej instytucji. Polityka dołuje, ale kultura triumfuje.
- Może więcej pozytywnych rzeczy działo się na świecie?
- Też nie. Najważniejszy był Afganistan. Niestety, ta wojna wygląda już chyba na przegraną. I przyznam, że brak mi wyobraźni, by przewidzieć, jak dalekie konsekwencje może ta porażka nieść dla świata, regionu czy NATO. Sama deklaracja Obamy o zwiększeniu kontyngentu żołnierzy o 30 tys. obudowana została zapowiedzią wycofania się w 2011 roku. Gdybym był talibem, to zakopałbym się w górach na dwa lata i przeczekał. Przeczekali Rosjan, to przeczekają i NATO. Na marginesie tej sprawy pojawia się też kruszenie mitu Baracka Obamy. Choć to dopiero pierwszy rok jego prezydentury i trudno przesądzać, czy nie za wcześnie na takie podsumowania.
- Gdzie wśród tych najważniejszych wydarzeń mieści się kryzys?
- Z nim wiąże się próba przebudowy świata po kryzysie. Tak jak 20 lat temu po upadku komunizmu święciła triumfy myśl konserwatywno-liberalna, tak teraz zanosi się na falę lewicy, etatyzmu i interwencjonizmu. Ciekawe, czy ograniczy się ona do dyskusji intelektualistów, czy też przełoży się na jakiś system polityczno-gospodarczy. Na tle kryzysu widoczne też było fiasko szczytu klimatycznego w Kopenhadze, gdzie zwycięzcą okazali się tak naprawdę Chińczycy.
- Znów niemal same złe wieści
- I znów zakończę pozytywnym wydarzeniem z dziedziny kultury. Byłem kilka dni temu na "Avatarze" Jamesa Camerona. I muszę przyznać, że po kilku dniach wciąż nie doszedłem do siebie. Słysząc zapowiedzi o filmie "przełomowym", byłem nastawiony sceptycznie, gdyż podobne hasła słyszałem wcześniej i nieco się wytarły. I muszę przyznać, że to jednak przełom. Pomijam już, że jako dorosły człowiek znów czułem się jak 12-latek na pierwszym seansie "Gwiezdnych wojen". To co w "Avatarze" wyczarowano na ekranie, to naprawdę nowa jakość.
Marcin Meller
Redaktor naczelny miesięcznika "Playboy", dziennikarz i publicysta