Studentka Monika zażądała od wiceministra 2,5 tys. zł alimentów,
argumentując, że zawsze żyła na wysokim poziomie i ponosi duże wydatki,
m.in. na ubrania, kosmetyki, fryzjera i manikiur.
– W sądzie jest tak, że przedstawia się wszystkie wydatki, wobec
powyższego chciałam nadmienić, iż pieniądze potrzebne mi są po prostu do
życia, to znaczy utrzymania mieszkania, opłacenia studiów, dojazdów,
dodatkowego kursu językowego oraz przede wszystkim na wyżywienie –
argumentuje Monika Tobiszowska. W formalnym wniosku o ustanowienie
alimentów pani Monika napisała, że zawsze żyła na wysokim poziomie i
szczegółowo przedstawiła swoje miesięczne wydatki. Ubrania – 300 zł.
Kosmetyki – 150 zł. Fryzjer – 50 zł. Zabiegi oczyszczania cery – 150 zł.
Manikiur – 80 zł. Kurs niemieckiego – 440 zł. Dojazdy autem na uczelnię
– 500 zł. Eksploatacja auta – 300 zł. Prywatne wizyty lekarskie – 150
zł. Stomatolog – 1000 zł rocznie. Łącznie koszty miesięcznego utrzymania
oceniła na 5000 zł.
- Proszę nie robić ze mnie rozkapryszonej młodej kobiety żyjącej ponad
stan, tylko podejść do tematu realnie – pisze pani Monika i pyta: – Czy
to źle, że chcę być dobrze wykształconą i samodzielną osobą?
Córka wiceministra przyznaje, że w 2018 r. otrzymała od swojego taty
łącznie 10 900 zł, a w tym roku 3000 zł. Jej zdaniem to jednak zbyt małe
środki na godne życie. Dlatego domaga się regularnych, comiesięcznych
wpłat w wysokości 2,5 tys. zł.
– Nie będę żałował mojej ukochanej córce pieniędzy i jeśli takie jest
jej życzenie, to będę płacił 2,5 tys. zł miesięcznie. Choć przyznam, że
ból rozrywa moje serce z powodu formy, w jakiej tego zażądała – mówi nam
Grzegorz Tobiszowski.