"Super Express": - Co uznałby pan za wydarzenie 2014 roku?
Robert Tyszkiewicz: - Zależy, czy w Polsce, czy na świecie. Mijający rok powiązał sprawy międzynarodowe z krajowymi. Ukazał zwykłym Polakom, jak bardzo sytuacja międzynarodowa wpływa na losy Polski.
- Chodzi, jak rozumiem, o Ukrainę?
- Tak, chodzi o rewolucję ukraińską i potem rosyjską agresję. Skutki tej sytuacji odczuwamy w wielu aspektach - politycznym, bezpieczeństwa, wreszcie ekonomicznym.
- A co było najważniejszym wydarzeniem, jeśli chodzi o polską politykę?
- Wydarzenie, które także miało związek z polityką międzynarodową, czyli wybór Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej. Zmieniło to postrzeganie mojego ugrupowania, czyli PO, w najbardziej gorącym okresie kampanii samorządowej. Dzięki zwycięstwu Tuska, a potem powołaniu rządu Ewy Kopacz udało nam się dogonić PiS.
- Mówi pan o sukcesie, ale przecież wybory samorządowe z PiS przegraliście.
- Wybory wygrywa nie ten, kto dostaje więcej głosów, ale ten, komu udaje się stworzyć rząd. Na 16 lokalnych "rządów" wojewódzkich 15 przypadło koalicji PO-PSL. Więc fakt, że PiS zdobył o pół procent więcej, nie miał żadnego znaczenia. Używając porównań piłkarskich - przeciwnik był lepszy w posiadaniu piłki, bramki strzeliliśmy my. Te wybory są też jednak dla Platformy zadaniem i lekcją. Pokazują, co powinniśmy robić, czego od nas oczekują wyborcy.
- Przejęliście władzę w sejmikach. Jednak te pół procent przewagi w wyborach do Sejmu oznaczać będzie, że największy klub parlamentarny będzie mieć PiS. Nie obawia się pan przegranej?
- Nie obawiam się, choć nie lekceważę przeciwnika. Zacięte walki w drugich turach wyborów, wyrównany wynik do sejmików pokazały, że powrót IV RP jest możliwy. Potrzebujemy lepszej relacji z wyborcami, lepszego programowego dostrojenia do wyborców. Wychodząc na boisko, nie wolno być pewnym wyniku. Pierwszy podstawowy błąd to lekceważenie konkurenta. Już wyciągamy wnioski, co pokazują sondaże. Większe otwarcie na sprawy społeczne poprzez hasło bliżej ludzi jest taką kierunkową odpowiedzią, że tego wyborcy od nas chcą. Symbolem było dla mnie zwycięstwo prezydenta Krzysztofa Żuka w Lublinie. Rzeczą, którą najbardziej chwalił się przed opinią publiczną, było to, że w Lublinie 100 procent chętnych ma dostęp do przedszkoli. To nie przypadek, że osoba o tej wrażliwości społecznej wygrywa już w pierwszej turze. Po latach ciężkich inwestycji strukturalnych musimy inwestować bardziej w polskie rodziny, jakość życia Polaków.
- Wróćmy do tego, co działo się po wyborach. Na pewno mieliśmy do czynienia z kompromitacją państwa, opozycja mówi o fałszerstwach. Trudno nad takim wydarzeniem przejść do porządku dziennego.
- W tym temacie powiedziano już wszystko. Mieliśmy do czynienia ze skandalem, z sytuacją, w której PKW nie potrafiła policzyć głosów. Jednak od bałaganu do fałszowania wyborów jest daleko. Zachowanie opozycji, która podważyła strukturę państwa, było nieodpowiedzialne. Myślę, że i PiS zdał sobie już sprawę, że ta ostra retoryka do niczego nie prowadzi, ze słów o fałszowaniu wyborów zaczyna się wycofywać.
- Co w takim razie będzie najważniejszym wydarzeniem w nadchodzącym roku?
- W Polsce dokończenie maratonu wyborczego, a więc wybór prezydenta i parlamentu. Bronisław Komorowski poprzeczkę zawiesił bardzo wysoko, jestem przekonany, że zwycięży. Jestem również optymistą i uważam, że wybory parlamentarne wygra PO. W polityce międzynarodowej najważniejsze będzie to, co dziać się będzie wokół Ukrainy.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail