"Super Express": - Według najnowszego sondażu OBOP 43 proc. Polaków uważa wprowadzenie stanu wojennego za uzasadnione. Przeciwnego zdania jest 35 proc. Polaków. Takie wyniki pana dziwią?
Robert Kaczmarek: - To rezultat propagandowego wpływu mediów, które w większości są pro-Jaruzelskie. O tym może świadczyć również fakt, że film "Towarzysz Generał", który kręciłem z Grzegorzem Braunem, miał tylko jedną emisję w TVP.
- Według sondaży wielu ludzi nie jest nawet w stanie podać dokładnej daty wprowadzenia stanu wojennego.
- To kwestia elit, a nie ludzi. Jeśli elity mają świadomość, ona promieniuje. Przecież całkiem niedawno rzecznik SLD pomylił datę Powstania Warszawskiego, lokując ją w zupełnie innym okresie. W szkołach właściwie nie uczy się współczesnej historii Polski, a naród pozbawiony historii jest rozbrojony. Przy zachowaniu wszelkich proporcji w II RP powstańcy styczniowi byli bohaterami, otoczonymi szacunkiem i wdzięcznością. Co dziś, w III RP, dzieje się z szeregowymi ludźmi Solidarności?
- Może przypomnijmy, co wydarzyło się 13 grudnia 1981.
- Ukonstytuowała się wtedy grupa, której jedynym celem było utrzymać się przy władzy. Stan wojenny przyniósł emigrację młodych, wykształconych ludzi w liczbie około miliona. Część dostała paszport w jedną stronę. Polska zadłużyła się dzięki towarzyszowi Jaruzelskiemu o kolejne 20 mld, bo nie spłacał odsetek. To wszystko było zaplanowane i z zimną krwią wykonane. Bodajże generał Kiszczak powiedział, że stan wojenny i okrągły stół to są dwa końce jednego procesu.
- W filmie "Towarzysz Generał idzie na wojnę" sięgacie po rosyjskiego dysydenta Władimira Bukowskiego Opublikowane przez niego dokumenty mają rzucać światło na to, co stało się 13 grudnia. Co z nich wynika?
- Ten wspaniały, odważny człowiek zdobył i opublikował utajnione dziś dokumenty m.in. z posiedzeń KC KPZR, z których wynika, że nie było żadnego zagrożenia inwazją sowiecką, co nam się do dziś wmawia. Rosjanie nie weszliby ze względu na sytuację gospodarczą - bezpośrednia okupacja Polski byłaby dla nich zbyt kosztowna, co doskonale widać w tych dokumentach. Poza tym Rosjanie mieli na nas bat - totalne uzależnienie ekonomiczne.
- Druga strona, powołując się na radzieckich kacyków, twierdzi jednak, że taka groźba istniała.
- To czysta propaganda. Dzięki ustaleniom prof. Bogdana Musiała wiemy, że latem 1981 r. Rosjanie byli gotowi na finlandyzację Polski, czyli na ograniczoną suwerenność. Oznaczało to dopuszczenie do głosu Solidarności. Nie byłby to koniec komunizmu w Polsce, ale dla ówczesnej ekipy oznaczałoby śmierć. Dlatego Jaruzelski, Kiszczak i Urban zdecydowali się na zamach stanu, aby ratować własną skórę, a nie Polskę. Rozmawiał
Robert Kaczmarek
Reżyser, producent filmowy