"Super Express": - Podniesienie stawki VAT o 1 proc. to za mało, by załatać dziurę budżetową. W związku z tym rząd planuje restrykcyjny budżet i zapowiada ostre cięcia wydatków. Będzie ciął?
Dr Robert Gwiazdowski: - Niestety, nie można temu wierzyć, dopóki nie zobaczymy gotowego projektu budżetu. Plan cięcia wydatków jest rozsądny. Jednak podobne plany słyszeliśmy już wielokrotnie i nic z nich nie wyszło. Obiecywano odbiurokratyzowanie gospodarki, po czym komisja Palikota zakończyła się klęską. Miały być niższe podatki, a są wyższe. Planowano niższe koszty administracji, a rząd zatrudnił masę nowych urzędników.
- Teraz rząd znów mówi o poważnym ograniczeniu kosztów na administrację. Według Krzysztofa Rybińskiego jest wręcz odwrotnie - rząd jeszcze bardziej podniesie stawkę VAT właśnie po to, by sfinansować etaty urzędników.
- Zgadzam się. Utrzymanie jednego urzędnika będzie nas kosztowało grube 150 tysięcy złotych rocznie. Trzeba mu wynająć biuro, kupić wyposażenie i zapłacić pensję. Pół biedy, gdyby urzędnicy nic nie robili, lecz ci zajmują się głównie przeszkadzaniem przedsiębiorcom. Bo muszą pokazać, jak bardzo są państwu potrzebni. Wymyślają więc taki buspas na Trasie Łazienkowskiej. Przedsiębiorcy stoją w korkach, a obok mkną pustym pasem urzędnicy, emeryci i studenci.
- Może te zapowiedzi to kolejny element rządowego PR, mający pokazać społeczeństwu, że rząd obok podnoszenia podatków ma też jakąś alternatywę?
- Ale sam Tusk mówi, że nie ma żadnej alternatywy! Z wielu wypowiedzi prominentnych przedstawicieli rządu, zwłaszcza ministrów Rostowskiego i Boniego, widać, że nie wiedzą, jak funkcjonuje realna gospodarka. Mamy w Polsce 330 tysięcy firm działających jako osoby prawne i prawie 1,8 mln przedsiębiorców działających jako osoby fizyczne. Przecież to oni tworzą nasze PKB! To ciężko pracujący ludzie, którzy muszą użerać się z biurokracją, stale rozbudowywaną przez rząd Tuska. Dziś mamy trzy razy więcej urzędników, niż miał Jaruzelski, aby utrzymać komunizm. Rząd nie interesuje się przedsiębiorcami, bo zasiadający w nim panowie profesorowie otoczyli się samymi bankierami albo przedstawicielami rynków finansowych. Sektor finansowy, który jest usługowy wobec realnej gospodarki, stał się w ciągu ostatnich dwudziestu lat gospodarką samą w sobie. To jak stawianie wozu przed koniem.
- Skoro tak, to może nie podnośmy VAT-u, nie tnijmy wydatków, ale w ślad za premierem Węgier Viktorem Orbanem skupmy się na obniżaniu podatków dla firm.
- Raczej zmieniajmy strumienie podatkowe przez obniżenie jednych i podwyższenie drugich. Bierzmy przykład ze Słowacji, gdzie wprowadzono podatek liniowy 19-proc. Nikt tam nie umarł z głodu, nie było żadnych zamieszek, wpływy podatkowe są większe, a ilość wyłudzeń podatku VAT mniejsza. W Polsce najgorsze ze wszystkich jest opodatkowanie pracy, czyli PIT od wynagrodzeń i składki ubezpieczeniowe. Należałoby ten podatek drastycznie zmniejszyć. Można też, jak Orban, wprowadzić opodatkowanie banków. Średni dochód firm w ubiegłym roku wyniósł około 600 tysięcy złotych, a największych banków ponad 200 milionów. Mamy więc nierównomierne opodatkowanie pracy (za wysokie) i kapitału (za niskie). Ale rząd nic z tym nie zrobi, bo - jak mówiłem - otoczył się głównie bankierami.
Robert Gwiazdowski
Ekonomista, ekspert ds. podatków Centrum im. Adama Smitha