Dr Robert Gwiazdowski

i

Autor: Tomasz Radzik

Robert Gwiazdowski: Przerażająca opresyjność państwa

2015-06-03 4:00

Robert Gwiazdowski z centrum im. Adama Smitha o restrykcyjnych przepisach drogowych i nadużyciach urzędników.

"Super Express": - Od niedawna obowiązują nowe, restrykcyjne przepisy ruchu drogowego. Teraz okazuje się, że to nie koniec, czekają nas kolejne, jeszcze bardziej drastyczne przepisy. Czy pana zdaniem świadczy to o tym, że żyjemy w państwie urzędniczo-opresyjnym?

Robert Gwiazdowski: - Owszem, żyjemy w państwie opresyjnym, ale nie dlatego, że zaostrzane są przepisy o ruchu drogowym. Osobiście uważam, że w terenie zabudowanym nie powinno się jeździć 100 kilometrów na godzinę, nawet gdyby było to zgodne z prawem. I sam fakt, że prawo jazdy jest odbierane za drastyczne przekraczanie prędkości, nie jest oburzający. Państwo jest zdecydowanie bardziej opresyjne wobec podatników prowadzących działalność gospodarczą, niż wobec ludzi przekraczających przepisy drogowe.

- Ale wielu kierowców skarży się, że kontrole drogowe i ograniczenia prędkości są w miejscach, gdzie ograniczeń być nie powinno, a tam, gdzie aż się o to prosi, kontroli nie ma żadnej...

- Problem polega więc nie na tym, że przepisy są zaostrzane, a na tym, że kretyńsko ustawiane są znaki drogowe. Że znak ograniczenia prędkości stoi w miejscu, gdzie nie jest to konieczne, a służyć ma temu, by policja mogła wlepić mandat. Dochodzi też do sytuacji kuriozalnych. W Internecie ktoś zamieścił skan oficjalnej decyzji administracyjnej, odbierającej prawo jazdy za przekroczenie prędkości o 50 kilometrów na godzinę. Czytamy w nim, że kierowca przy ograniczeniu do 70 km/h jechał 110. Czyli przekroczył prędkość o 40 kilometrów, nie o 50! A więc prawo jazdy zabrano mu wbrew przepisom! Oczywiście - może to tylko błąd maszynistki. Może w rzeczywistości ograniczenie prędkości wynosiło 50, nie 70 kilometrów na godzinę, a kierowca jechał na przykład 130 kilometrów na godzinę. Ale upublicznienie takiego dokumentu z ewidentnym błędem sprawia, że ludzie z takiej decyzji jedynie się śmieją.

- Polacy, którzy wyjechali do Wielkiej Brytanii, często mówią, że nie zamierzają wracać nie ze względów finansowych, a dlatego, że tam państwo traktuje obywatela z szacunkiem, a w Polsce policjant tylko czeka, by ukarać mandatem, a urzędnik skarbowy, aby wlepić karę.

- Ja bym nie przesadzał, że każdy i tylko po to. Ale bardzo często tak jest. To jak w marketingu, jeden niezadowolony klient szkodzi firmie zdecydowanie bardziej, niż pomogło jej dziesięciu zadowolonych klientów. Tak samo jeden zły policjant czy jeden zły urzędnik rzutuje na pracę dziesięciu dobrych policjantów i dziesięciu dobrych urzędników. Bo ludzie jako normę przyjmują złe przykłady.

- Mówił pan o przepisach podatkowych. Zgodzi się pan, że w Polsce nie jest problemem wysokość podatków, ale sposób ich pobierania?

- Oczywiście. Sama stawka podatku dochodowego nie jest w Polsce jakoś bardzo wysoka. Problemem jest interpretacja przepisów i to, że urzędnicy, którzy przyłapią podatnika na błędzie, od razu uważają go za przestępcę. Co nie zdarza się w Wielkiej Brytanii czy w Niemczech. Tam nie ma sytuacji, że podatnikowi, który się pomyli, urzędnicy wywracają firmę do góry nogami. Co w Polsce jest nagminne. Co więcej, zapadają często przerażające wyroki sądów administracyjnych, które zapominają, że mają być trzecią, niezależną władzą. I stają zazwyczaj po stronie fiskusa, a nie obywatela.

- Nie inaczej jest w sprawach karnych. Sam opisywałem procesy, w których oskarżani byli przedsiębiorcy. Okazywało się, że byli uniewinniani, jednak czas spędzony w areszcie na pewno ich firmom nie posłużył...

- Przedsiębiorstwa bankrutowały, pracownicy trafiali na bruk, a odszkodowania za niesłuszny areszt i oskarżenie bywały śmiesznie niskie. To zdarza się w Polsce niestety często.

- No dobrze. A czy ta opresyjność państwa i zmęczenie obywateli miały wpływ na wynik wyborów prezydenckich w Polsce?

- Nie wiem. Nie znam się na polityce.

- Ale nie wchodząc w politykę partyjną, żółta kartka pokazana rządzącym chyba jest dowodem społecznego buntu?

- Ale nie sądzę, by zmiana rządu wpłynęła na zmianę na przykład przepisów o fotoradarach. Na pewno jest takie zjawisko, jak kropla, która przepełnia czarę goryczy. Być może te zawirowania polityczne, których jesteśmy świadkami, są wywołane przez taką przysłowiową kroplę.

 

Zobacz: Jerzy Bielewicz KOMENTUJE: Banki manipulują kursem złotego!

Nasi Partnerzy polecają