Największy łódzki oddział ortopedyczny zamknięty dla pacjentów! Chorzy są odsyłani do innych placówek, bo siedmiu lekarzy w ubiegłym tygodniu poszło na L4, a kierownik Centrum Urazowego w Wojewódzkim Szpitalu im. Kopernika w piątek zrezygnował z funkcji. Nie chcieli pracować przez 12 godzin na dobę, jak proponowała dyrekcja placówki, która boryka się z niedoborem kadr. Podobne problemy z obsadą dyżurów ma nadal wiele szpitali w Polsce. Wszystko dlatego, że choć protest rezydentów zakończył się prawie dwa tygodnie temu, lekarze nie chcą wracać do pracy. Przykładowo w szpitalu im. Biziela w Bydgoszczy protestowało ok. 70 medyków, po zakończeniu akcji protestacyjnej zgodę na więcej dyżurów podpisało ponownie tylko... trzech. W sumie z ok. 4 tys. protestujących rezydentów w całym kraju do pracy wróciło na razie tylko 140. I wcale może nie być lepiej.
Jak wynika z sondażu przeprowadzonego przez portal Konsylium24, tylko 1/3 rezydentów zamierza ponownie podpisać zgodę na branie dodatkowych dyżurów. - Część lekarzy przyjęła postawę wyczekującą, bo piłka jest teraz po stronie rządu. Czekają na obiecywane od lipca podwyżki. Do niektórych dotarło jednak, że pracowali za dużo. Nie chcą wracać do nadmiernego obciążenia pracą, aby mieć czas na życie rodzinne i odpoczynek - podkreśla Damian Patecki z Porozumienia Rezydentów. Ministerstwo Zdrowia bagatelizuje problem. - To są lokalne konflikty pomiędzy załogą a dyrekcją, które nie są już ogólnopolskim protestem - mówił w piątek podczas posiedzenia Rady Dialogu Społecznego minister zdrowia Łukasz Szumowski (46 l.).
To wszystko nie wróży dobrze pacjentom, bo problemy z ustalaniem grafików pracy na szpitalnych oddziałach będą się powtarzać.
ZOBACZ TAKŻE: Tomasz Walczak: Rezydenci, podatki i tchórze z PiS