Sławomir Dębski_PISM

i

Autor: PISM

„REWANŻU” za 17 września nie będzie. Grodno i Lwów NIE WRÓCĄ do Polski

2020-09-17 10:00

Czy Związek Sowiecki dokonując w 1939 r. agresji na Polskę był kreatorem II wojny światowej? Czy rząd polski biernie przyglądał się „pochodowi wyzwoleńczemu” Armii Czerwonej? Co łączy pakt Ribbentrop-Mołotow z aneksją Krymu? O tym, że 17 września 1939 r. nie jest tylko datą w dziejach historii rozmawiamy z dr. SŁAWOMIREM DĘBSKIM, dyrektorem Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

„Super Express”: – Na polskie losy piętno bardziej wywarł pakt Hitler-Stalin i jego konsekwencje niż zwycięzca wojna z bolszewikami w roku 1920. To słuszna teza?

Sławomir Dębski: – To jest publicystyka historyczna. Trudno porównywać jedno wydarzenie z drugim. Oba miały kolosalny wpływ na dzieje Rzeczypospolitej. Dzięki zwycięstwu w 1920 r. Polska mogła przez prawie 20 lat budować swoją suwerenność i poczucie wspólnoty narodowej, osłabionej przez 123 lat rozbiorów. Pakt Ribbentrop-Mołotow i współpraca sowiecko-niemiecka przeciwko Polsce wpłynęła, to jest oczywiste, na przebieg II wojny światowej i jeszcze bardziej na losy polskich obywateli, nie tylko Polaków – Ukraińców, Białorusinów i Żydów również. Skutkiem tego była zmiana kształtu granic Polski i utraty, pośrednio wskutek niemiecko-sowieckiego porozumienia, na pół wieku suwerenności. Mówiąc skrótowo: oba wydarzenia miały potężne implikacje. Jednak, gdyby w 1920 r. nie udało się nam obronić niepodległości, to idea odbudowywania państwa polskiego wśród elit politycznych Europy byłaby programem politycznym na przyszłość. Kto wie, może nawet po dziś dzień?

– Polski wywiad o podpisaniu jawnej części paktu dowiaduje się z… sowieckich gazet. To świadczyło o jego słabości na kierunku wschodnim, czy też bagatelizowaniu przez ówczesne władze zagrożenia ze strony Moskwy?

– Faktem jest, że nie udało się wywiadowi uzyskać wiedzy o tajnym protokole, a to na jego mocy doszło do „pochodu wyzwoleńczego”. Dodam, że nie udało się jej uzyskać w sposób natychmiastowy, dlatego, że między 23 sierpnia, kiedy podpisano pakt Ribbentrop-Mołotow, a 1 września minął raptem tydzień. Z drugiej jednak strony należy pamiętać, jaką rolę ten pakt spełniał. Groźba sformalizowanej współpracy niemiecko-sowieckiej służyła hitlerowskiej dyplomacji jako element nacisku tak na Polskę, jak i jej zachodnich sojuszników. Wiosną 1939 roku ukształtował się blok usiłujący powstrzymać dążenia Hitlera. Naturalne, że dyplomacja niemiecka usiłowała rozbić go szantażując Francję i Wielką Brytanię możliwością porozumienia się z Sowietami i formułowaniem tezy, że los Polski jest przesądzony, więc nie ma co stawać w jej obronie.

Dla Hitlera porozumienie ze Stalinem miało charakter wyłącznie taktyczny. Natomiast dla Sowietów ten pakt miał wymiar strategiczny, bo przywracał on Związek Sowiecki do grona mocarstw decydujących o losie Europy. Jednocześnie dawał Stalinowi wolną rękę co do wyboru momentu zaangażowania się w wojnę europejską. Dodać trzeba, że Stalin nie spodziewał się, bo tak go Ribbentrop zapewniał, że do tej wojny mocarstwa zachodnie po stronie Polski ostatecznie do wojny przystąpią. Pakt miał ich wszakże do tego zniechęcić.. Gdy 25 sierpnia został zawarty brytyjsko-polski sojusz wojskowy minister spraw zagranicznych III Rzeszy był bardzo zaniepokojony i mocno potwierdzał u Sowietów, że zawarty z nimi pakt wciąż jest ważny i nie zmienia zasad współpracy Berlina i Moskwy.

– Berlin wskutek tego przesunął nieco datę agresji…

– To dlatego, że Niemcy starali się wyjaśnić sytuację. Oni też byli zaskoczeni zawarciem formalnego brytyjsko-polskiego sojuszu. Zaskoczenie się utrzymywało do 3 września. Aleksander Szkwarcew, nowy ambasador sowiecki, gdy 3 września składał w Belinie swoje listy uwierzytelniające Hitlerowi i nie był świadom, że tuż przed nim wojnę III Rzeszy formalnie wypowiedziała Wielka Brytania. Dowiedział się o tym dopiero po swoim powrocie z Kancelarii Rzeszy. Przypomnijmy: brytyjskie i francuskie żądanie dotyczyło zawieszenia broni i wycofania wojsk niemieckich z Polski do godziny 11:00 tego samego dnia. Sowiecki dyplomata nie wiedział, że Niemcom została wypowiedziana wojna.

– Dla nas wtedy i dziś 17 września, to „nóż w plecy” i „IV rozbiór Polski”, choć de facto jedno i drugie nastąpiło 23 sierpnia, gdy podpisano pakt. A jak na ten układ patrzono wówczas w Moskwie?

– Postrzegano go jako sprawiedliwość dziejową i rewanż za rok 1920. Sformułowano tezę, że Związek Sowiecki wyzwala Białorusinów i Ukraińców uciskanych przez Polskę, której rząd już nie istnieje i państwo również. Lansowano leninowską tezę, że jest to wyraz prawa do samostanowienia narodów, co przypieczętowano 22 października swego rodzaju plebiscytem, nazwanego wyborami do zgromadzeń ludowych Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi i przyłączeniem ich do Związku Sowieckiego. Z wiadomym skutkiem. Była to sprzeczna z prawem międzynarodowym legitymacja tego, czego Sowieci rozpoczęli 17 września.

– To bardzo przypomina nie tak odległą historię…

– Tak, to bardzo przypomina scenariusz krymski, tyle, że w nieco mniejszej skali. W sprawie Krymu dostosowano w Moskwie sowiecki scenariusz grabieży terytorialnej. W jednym i drugim przypadku Moskwie chodziło o „wyprodukowanie” jakiejkolwiek podstawy prawnej, która zakamuflowałaby łamanie prawa międzynarodowego i zawartych traktatów.

– Stalin dorabiał tzw. kwity?

– Tak, można tak to określić i dorabiane były one na wiele sposobów. Począwszy od treści noty, którą Sowieci próbowali przekazać nocą 17 września polskiemu ambasadorowi w Moskwie Wacławowi Grzybowskiemu o tym, że jakoby państwo polskie przestało istnieć, przez konieczność obrony bratnich narodów przed… Niemcami, po układ o wzajemnej przyjaźni między Związkiem Sowieckim a III Rzeszą. Wszystko po to, by usprawiedliwić grabież, jak się później okazało, prawie połowy terytorium Rzeczypospolitej.

– Skoro Stalin legitymizował agresję, to dlaczego strona polska nie czyniła nic, by ją za taką uznać? Kto zabronił Polsce wypowiedzieć wojnę w odpowiedzi na najazd z 17 września?

– Nie jest prawdą jakoby strona polska nie ogłosiła stanu wojny i ze Związkiem Sowieckim. 17 września, prezydent Mościcki wygłosił przez radio oświadczenie, w którym stwierdził, że mamy do czynienia ze zbrojną napaścią. Minister spraw zagranicznych Józef Beck polecił ambasadorom polskim w Londynie i Paryżu notyfikowanie tamtym rządom faktu agresji sowieckiej na Polskę. Poprosił także, by zastrzegli w tych notach, że Polska może powołać się na zobowiązania sojusznicze „w późniejszym terminie”. Zatem taki stan wojny istniał…

– Przepraszam, ale to ani pies, ani wydra… Była ogłoszona wojna z Sowietami, czy jej nie ogłoszono?

– Była. I wszyscy z tego sobie zdawali sprawę, łącznie z Sowietami, którzy nazywali wziętych do niewoli Polaków mianem „jeńców wojennych”. Gen. Sikorski w przemówieniu radiowym w marcu 1940 r. podkreślał, że Polska jest w stanie wojny ze Związkiem Sowieckim. Od sowieckiej agresji na Finlandię w listopadzie 1939 r. uważaliśmy, że ten stan wojny wzmacnia naszą pozycję wobec Londynu i Paryża, które to rozważały interwencję po stronie Finlandii. To się jednak zmieniło po marcu 1940 r., po zawarciu pokoju fińsko-sowieckiego.

– Dziwna to była wojna. A jak dziś Moskwa przedstawia porozumienie z III Rzeszą? Poza tym, że nie przyznaje się, iż było przyzwoleniem dla Hitlera na przejście z polityki żądań do polityki wojny…

– Prawie tak samo, jak przedstawiano to w 1939 r. i później. Mowa oczywiście nie tylko o oficjalnej wykładni politycznej. Pakt Ribbentrop-Mołotow usprawiedliwiany jest w obowiązującej wykładni historycznej, tak jak 20 czy też 50 lat temu. Trzeba jednak podkreślić, że wśród profesjonalnych historyków nie brakuje takich, którzy w sposób jasny pokazują, że Związek Sowiecki w roku 1939 nie był państwem neutralnym i 17 września przyłączył się do wojny światowej po stronie III Rzeszy, Oczywiste jest, że głosy takich historyków nie przebijają się przez oficjalną narrację.

– Jeśli mowa o rosyjskiej narracji. Na początku lata 90. płynęły z Moskwy do Polski sygnały, że może do nas powrócić to, co nam zabrano 17 września. Teraz, w związku z sytuacją na Białorusi, słychać z tamtej strony głosy, że do Polski może wrócić Grodno…

– Takie koncepcje mogą wpływać od państwa, które samo nie ma poszanowania dla granic, patrz: Krym i które uważa, że upadek imperium sowieckiego, to największa w dziejach świata katastrofa geopolityczna. My uważamy, że ten upadek i powstanie na jego gruzach niepodległych państw, w tym Białorusi i Ukrainy, to było błogosławieństwo dla świata. Grodno czy Lwów do Polski nie wrócą, bo Polska stoi na gruncie nienaruszalności granic wykazanej w wielu międzynarodowych traktatach. A hasła o tym, że Polska może sobie „wziąć” Grodno, gdyby Białoruś się rozpadła, to element polityki Moskwy. Polska taką politykę poznała doskonale 17 września i nie będziemy się „rewanżować” za tę agresję.