"Super Express": - Jak reaguje na sprawę senatora Piesiewicza polityk, który był przedmiotem podobnego zainteresowania mediów?
Józef Oleksy: - Na tle sprawy senatora Piesiewicza widać, jak nierówno traktuje się w Polsce postaci z różnych stron sceny politycznej, jak fałszywe standardy tu panują. Przypominam sobie swoją historię sprzed trzech lat, kiedy "Gazeta Wyborcza" i Radio Tok FM, a także "Wprost", "Dziennik" i wiele innych mediów rozbierało na czynniki pierwsze nagranie prywatnej rozmowy dwóch prywatnych osób. I choć wówczas nie było mowy o łamaniu prawa przez polityka pełniącego jakiekolwiek funkcje, wszyscy robili z tego sensację.
- Czy materiały dotyczące senatora Platformy należało opublikować?
- Przy całej sympatii i współczuciu dla pana Piesiewicza, dotyczą one jednak łamania prawa przez aktywnego polityka. To są dwie nieporównywalne sytuacje. W moim przypadku chodziło wyłącznie o prywatną rozmowę i słowa. Ale wtedy nikt nie mówił o naruszeniu granic i poszanowaniu godności. Dziś są zaś konkretne zarzuty prokuratury. Chórowi broniącemu prawa do prywatności zarzucam, że dzieli polityków na lepszych i gorszych. Relatywizm moralny wielu dziennikarzy posunięty jest tu do granic zwyrodnienia. Gdyby ci sami dziennikarze dotarli do identycznych materiałów dotyczących polityka SLD albo PiS, opublikowaliby je, na wyścigi podkreślając, że to jest służba opinii publicznej.
- Część elit i Rada Etyki Mediów zaatakowała nas mimo kryminalnego aspektu sprawy.
- Wszyscy, którzy tak chętnie piętnują dziś "Super Express", niech przypomną sobie swoje zachowanie w mojej sprawie. Wobec sprawy Piesiewicza mają wiele wielkoduszności i wyrozumiałości, ale to wielkoduszność i wyrozumiałość na pokaz. Posuwają się do ataku na media, które ujawniły sprawę. Niech sięgną pamięcią, co sami wyprawiali przed laty. Dopadli padliny i żywili się zmanipulowanymi materiałami przez kilka tygodni. Widzę w tym wielki faryzeizm i szalenie groźny fałsz.
- Żaden z publicystów nie bronił pana prawa do prywatności?
- Ani jeden. Co więcej, ówczesne standardy nie tylko pozwalały, ale wręcz nakazywały im takie zachowania, bo to przecież tylko Oleksy Wielu z nich pochylało się wówczas nie nad wkroczeniem w życie prywatne i publikacją nagrań, ale nad tym, jak wielu ludziom zrobiłem krzywdę, wypowiadając swoje opinie. Dzisiejsi moralizatorzy nie wykazali odrobiny refleksji, że tamtej publikacji nic nie uzasadniało. Brak zasad tłumaczono ujawnianiem kuchni politycznej. I ci sami ludzie mają czelność sugerować sadzanie do więzienia dziennikarzy za publikacje o Piesiewiczu? W całej tej sprawie najbardziej żałosne jest właśnie wybiórcze podejście do informacji i uzależnianie publikacji od tego, kogo ona dotyczy.
Józef Oleksy
Były premier i marszałek Sejmu