Recepta Palikota na służbę zdrowia

2010-03-02 3:00

Janusz Palikot umiejętnie wypracował sobie w polskiej polityce taką pozycję, że słucha się tego, co plecie. Słucha się, bo w wartkim potoku głupstw czasem wali prawdę. I nic mu nie można zrobić, bo nie wiadomo, czy tym razem to prawda, czy kolejna mało śmieszna zgrywa.

Tę pozycję Palikot wypracował sobie długimi błazenadami, spektakularnymi, kolorowymi i głupawymi. Robi w konia media, elektorat i swoich kolegów polityków też.

Palikot wczoraj zaczął drukować felietony we "Wprost". Byłem ciekaw, czy powie o kimś swoim zwyczajem, że na przykład ma na twarzy krew i spermę albo coś równie wykwintnego. Lecz nie. Na poważnie zajął się problemem polskiej służby zdrowia. W Polsce na wizytę u specjalisty trzeba czekać kilka miesięcy, na operację czasem nawet kilka lat, więc jest się czym zajmować. I Palikot uradził. Najpierw cytat z diagnozy tego geniusza: "Otóż stan służby zdrowia ma znikomy wpływ na nasze zdrowie. Długość i jakość życia zależą od niego zaledwie w 10 procentach". A teraz recepta: "Wystarczy zrzucić kilka kilogramów, ruszając się i oszczędzamy na leczeniu i jedzeniu setki złotych miesięcznie". Prawda, że geniusz? Mądrość o naprawie służby zdrowia zawarł w tytule "Jedzenie - głupcze". Chciałbym Palikota bardzo zobaczyć, jak te prawdy głosi w kolejce starszych schorowanych ludzi, którzy ustawiają się o 5 rano tylko po to, żeby zapisać się do specjalisty. Obiecuję, że uratowałbym Palikota przed linczem, ale parę minut jednak bym popatrzył...

Dla geniusza Platformy mam pomysł na następny felieton. O zapewnieniu bezpieczeństwa obywatelom. Może dać mu tytuł "Wychodźcie z domu za dnia i w dużych grupach". Ot, różnica między prostotą a prostactwem...