„Cena...” nie jest zupełną nowością. Została wydana w Stanach Zjednoczonych w 2012 r., zanim jeszcze wydano „Kapitał w XXI w.”, choć Stiglitz, jak sam przyznaje czerpał z badań prowadzonych przez swojego francuskiego kolegę. Nie ukrywa, że sięgał po badania innych ekonomistów, którzy nierównościami się zajmują. Dorzucił do tego swoją ogromną wiedzę i elegancję stylu, by stworzyć gustowną, ale jednak ostrą jak brzytwa krytykę dotychczasowego myślenia o ekonomii, która doprowadziła w Stanach Zjednoczonych do największego w krajach rozwiniętych rozwarstwienia społecznego. Na podorędziu ma mnóstwo statystyk, które potwierdzają, że źle ma się nie tylko Ameryka, ale także cały zachodni świat, który ochoczo przyjął neoliberalne dogmaty za obowiązujące.
Choć książka noblisty dotyczy głównie USA, to polski czytelnik może w sytuacji za ocean przejrzeć się w niej jak w lustrze. Polska ze swoim modelem transformacji może nie poszła tak daleko jak Stany Zjednoczone, ale cały czas słychać przedstawicieli naszych elit, którzy twierdzą, że problemem naszego kraju nie jest liberalizm, ale jego brak. Lektura Stiglitza pokazuje jak bardzo się mylą i jak bardzo dalsze rozwijanie dogmatów konsensusu waszyngtońskiego może być szkodliwe.
Joseph E. Stiglitz, „Cena nierówności”, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2015
Recenzja książki Josepha E. Stiglitz „Cena nierówności”
Nierówności społeczne od jakiegoś czasu nie są już przedmiotem troski frustrowanych lewicowców, których nikt nie chce słuchać. Kryzys finansowy przeorał myślenie o ekonomii i dogmatach, które od początku lat 80. jej towarzyszyły. Refleksja na temat postępującego rozwarstwienia dotarła do głównego nurtu nauk ekonomicznych, czego najbardziej widomym znakiem była ogromna debata wokół książki Thomasa Piketty'ego „Kapitał w XXI w.”. Swoje zasługi na tym polu ma też amerykański noblista Joseph Stiglitz, który interesował się nierównościami, zanim jeszcze stało się to modne. Jego „Cena nierówności” to znakomity wyraz jego zainteresowań.