Babi Jar to nazwa wąwozu na Ukrainie, leżącego między dawnymi osadami Łukianowka i Syriec, obecnie w obrębie stolicy kraju - Kijowa. W czasie II wojny światowej było to miejsce kaźni (głównie Żydów) i lokalizacja niemieckiego nazistowskiego obozu koncentracyjnego. Obecnie Ukraina znów mierzy się ze strasznym czasem wojny, a we wtorek (1 marca) niedaleko tego historycznego miejsca spadły rakiety rosyjskiego agresora.
Od kilku dni agresji rosyjskiej na Ukrainie przyglądają się także polscy dziennikarze, którzy relacjonują wydarzenia za naszą wschodnią granicą. Oni również znajdują się w niebezpieczeństwie. - Kiedy nagrywaliśmy dziś w Kijowie jeden z posterunków Gwardii Narodowej, nad głowami przeleciały nam dwie rakiety typu Cruise, które trafiły w gmach ukraińskiej telewizji na Babim Jarze - napisał w mediach społecznościowych Wojciech Bojanowski. Dziennikarz i jego koledzy zakończyli już zdjęcia i są w bezpiecznym miejscu. Bojanowski podziękował także za słowa wsparcia, które otrzymał m.in. od użytkowników mediów społecznościowych. Moment, w którym rakiety lecą nad głową reportera TVN i jego kolegów została pokazany w "Faktach". Wojciech Bojanowski wówczas siarczyście przeklął.
O tym, w jak dużym niebezpieczeństwie znajdują się dziennikarze podczas pracy na Ukrainie, niech świadczy tragiczny bilans rosyjskiego ataku rakietowego. Rakiety trafiły w wieżę telewizyjną w Kijowie. Zginęło 5 osób, cywilów, którzy znajdowali się w pobliżu wieży. Kilka osób odniosło rany.