Wiktor Świetlik: Raj istnieje!

2014-11-27 10:18

Jest taka anegdotka o lekarzu, który przychodzi do pacjenta i mówi mu: - Mam dla pana złą i dobrą wiadomość. Od której zacząć? Pacjent wybiera złą. - Został panu tydzień życia - tłumaczy spokojnie lekarz. - A ta dobra? - pyta roztrzęsiony pacjent. - Widzi pan tę śliczną pielęgniarkę przy łóżku pacjenta obok? Bzykam ją! - chełpi się lekarz.

Tak jest, drodzy Rodacy, bezrobotni, emigranci, zgnębieni przedsiębiorcy. Powinniśmy w mniejszym stopniu skupiać się na własnych problemach, a w większym cieszyć szczęściem innych. A są takie miejsca w Polsce, gdzie ludziom żyje się jak w raju. Pełen socjal, płaca bez pracy, pewne posadki. Są to często miejsca dość zapomniane, w myśl znanej rosyjskiej zasady "ciszej jedziesz, dalej zajedziesz".

Weźmy taki Główny Urząd Miar. Niby ot taka sobie tam instytucja. Jak się okazuje, całkiem wpływowa, bo bez niej ani żadna kasa fiskalna, ani waga nie może się znaleźć w polskim sklepie czy aptece.

Zobacz: Specjalnie dla Zamachowskich otworzyli sklep!

Tak więc producenci tychże urządzeń pielgrzymują do zacnego organu po pozwolenia. Tu okazuje się, że swój skrót urząd ma nie bez kozery i ustawowe terminy na rozpatrzenie wniosku traktuje jak mały Jasio, który zrobił sobie z gumki od majtek procę i rozciąga ją w nieskończoność. Wnioski w GUM leżą tygodniami, miesiącami i po pół roku. Oczywiście w teorii przedsiębiorcy mogą się poskarżyć na urzędową opieszałość, ale w Polsce lepiej zamiast drukować takie skargi, wrzucić papier do kominka. Przynajmniej przez chwilę ciepło będzie.

Producenci wag dokonali w związku z tym odkrycia, że zezwolenia na produkowany przez siebie sprzęt mogą załatwiać za granicą - w Czechach, gdzie wnioski rozpatrywane są błyskawicznie, a za sprawą prawa wspólnotowego tamtejsze zezwolenia obowiązują również i u nas. Czesi też się z tego cieszą, bo każdy taki wniosek to zastrzyk gotówki, a skoro polski urząd z niej rezygnuje, czemuż nie korzystać.

Cieszmy się więc i my ich szczęściem. Cieszmy się szczęściem Słowaków, którzy zabijają "rytualnie" polskie bydło, a potem wysyłają do krajów islamskich, bo u nas rozmaici lobbyści wywalczyli zakaz takiego uboju. Cieszmy się przede wszystkim jednak szczęściem rodzimych urzędników, beztroskiej kasty, która tak strzeże swojego elitaryzmu, że - jak opisał to wczoraj "Dziennik Gazeta Prawna" - nie chce przyjmować studentów na praktyki. Martwić powinniśmy się tylko jednym - by nikt nie przyszedł i im tego ich biurokratycznego raju nie podpalił.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail