Rafał Ziemkiewicz: To Komorowski rozpętał konflikt o krzyż

2010-09-20 14:46

Start prezydentury Bronisława Komorowskiego, jego pierwsze wizyty i decyzje komentuje publicysta "Rzeczpospolitej" Rafał Ziemkiewicz: Tak drętwej i nudnej mowy, jak ta na dożynkach na Jasnej Górze, nie słyszałem od czasów Gierka. Szkoda, że nad kształtem swej prezydentury Komorowski zaczął się zastanawiać dopiero wtedy, gdy ją rozpoczął.

"Super Express": - Jak pan ocenia start piątego prezydenta III RP?

Rafał Ziemkiewicz: - Nie wiem, co oceniać, bo właściwie nic on jeszcze nie pokazał. To dziwne, bo do tej roli przygotowywał się od bez mała roku, a jako kandydat PO miał największe szanse na zwycięstwo. Mógł więc np. ułożyć skład kancelarii i upewnić się zawczasu, kto chce z nim współpracować. Mógł popracować nad swoimi wystąpieniami publicznymi - tak drętwej i nudnej mowy, jak ta na dożynkach na Jasnej Górze, nie słyszałem od czasów Gierka. Szkoda, że nad kształtem swej prezydentury zaczął się zastanawiać dopiero wtedy, gdy ją rozpoczął. Bo jak to ujął mój kolega po piórze Andrzej Sapkowski - "nigdy nie ma drugiej okazji, żeby zrobić pierwsze wrażenie".

Patrz też: Prezydent Bronisław Komorowski mieszka jak zwykły Polak

- Ale udało mu się rozwiązać spór wokół krzyża, który został przeniesiony do kaplicy w Pałacu Prezydenckim.

- Ta sprawa to fatum, które już zawsze będzie ciążyć na jego prezydenturze. To on rozpętał ten konflikt, zapowiadając w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" szybkie przeniesienie krzyża sprzed Pałacu. Czy pomysł ten wyszedł z grona strategów Platformy bliskich premierowi, czy może od dziennikarzy "Gazety", na pewno nie był opłacalny dla samego Komorowskiego. Od początku wpisał się on w spór ideologiczny, który jest bardzo na rękę tzw. salonowi - wpływowemu lobby medialnemu. Jednocześnie zajął miejsce po stronie przeciwnej do tej, gdzie lokował się oficjalnie przed wyborami. Odwoływał się wtedy do pozytywnego i konserwatywnego stereotypu: katolika, ojca rodziny, tradycyjnego patriarchy, a teraz stał się patronem antyklerykałów i Palikota.

- Sprowadza pan nowego prezydenta do roli narzędzia. Czyżby nie chciał korzystać z ważnych konstytucyjnych uprawnień?

- Prerogatywy prezydenta sprawiają, że jest on zbyt mocny, by nie brać udziału w życiu politycznym, i zbyt słaby, by skutecznie przeprowadzać swoją wolę. Jest więc skazany na mocowanie się z premierem i poszerzanie swych uprawnień, choćby kruczkami konstytucyjnymi. Złośliwi jednak twierdzą, że Tusk wskazał na Komorowskiego, licząc nie na jego lojalność, ale nieudolność, która pozwoli mu dominować w ich współpracy. Mam wrażenie, że Komorowski nie umie odegrać samodzielnej roli w grze, jaka się wokół niego toczy, nie wie, jak być mediatorem w takich sporach. Z drugiej strony, w dziejach wojen było mnóstwo przykładów na późniejsze zwycięstwa tych, którzy na początku ponosili serie porażek.

- Przypomnijmy też wysokie ambicje poprzedników Komorowskiego.

- On znajduje się w zupełnie innej sytuacji. Tamci wygrywali po silnej konfrontacji z obozem przeciwników politycznych i oczekiwano od nich jakiejś zasadniczej zmiany. Po Wałęsie - przyspieszenia i dekomunizacji, po Kwaśniewskim - kontrrewolucji, odwrócenia planu Balcerowicza i powrotu do PRL (choć on sam tego nie obiecywał), wreszcie Kaczyński obiecywał budowę IV RP. Po Komorowskim nikt się nie spodziewa niczego poza świętym spokojem. Cała jego kampania była utrzymana w duchu, że żadnych zmian nie będzie, a on ma pozwolić swobodnie działać premierowi.

- Wydaje się, że atutem prezydenta są jego pierwsze wizyty zagraniczne.

- To prawda, ale pamiętajmy, że u zachodnich elit, zwłaszcza tych liberalno-lewicowych, każ-dy polski prezydent, który nie nazywa się Lech Kaczyński, ma z góry ogromny kredyt zaufania. A Komorowski jak na razie zachowuje się zgodnie z ich oczekiwaniami.

Rafał Ziemkiewicz

Publicysta dziennika "Rzeczpospolita"

Przeczytaj koniecznie: Bronisław Komorowski wpadł pobawić się z wnuczkiem (ZDJĘCIA!)