Rafał Ziemkiewicz: Mam wątpliwości co do wersji o samobójstwie

2011-08-08 14:45

Odszedł wybitny polityk czy polityczny bandyta? - komentuje Rafał Ziemkiewicz.

"Super Express": - Kiedy usłyszał pan o śmierci Leppera, przyszło panu do głowy, że to samobójstwo?

Rafał Ziemkiewicz: - Oczywiście, że nie. To w ogóle słabo mieści się w chłopskim sposobie myślenia. Zwłaszcza zostawianie rodziny ze żniwami na głowie. Nie kryję jednak, że w związku z dziwnymi perturbacjami jego kariery jestem podejrzliwy wobec oficjalnej wersji o samobójstwie.

- Mówimy o polityku z 1 proc. poparcia. Komu mógł zagrozić?

- To prawda. Ale czy na fiasko swoich planów zareagowałby tak dramatycznie? Nie przesądzam niczego. Nie znam szczegółów. Mam jednak poważ-ne wątpliwości. To był jednak ktoś obracający się w najwyższych sferach, będący przedmiotem gry różnych potęg. W państwie takim jak nasze, które nie do końca zerwało pępowinę łączącą z państwem policyjnym sprzed 1989 roku, taka śmierć budzi podejrzenia. Choć świadomość bycia człowiekiem przegranym też może być powodem.

- Tomasz Sakiewicz w rozmowie z nami podkreślił, że Lepper obawiał się o życie. Wcześniej opowiadał jednak różne rzeczy...

- Trudno powiedzieć, na ile mógł tu udawać. Miał żyłkę mistyfikatora. Lubił grać przed dziennikarzami i swoimi zwolennikami. W powieści "Żywina" główną postać wzorowałem po części na jego zachowaniach. I pamiętam takie wydarzenia. Podczas spotkania z dużą grupą wzburzonych chłopów Lepper odbierał telefon i krzyczał: "Tak panie ministrze nie będziemy rozmawiać!". Osoby, które stały blisko mówiły, że dzwoniła do niego żona. Ale wszyscy podziwiali go jako faceta, który rozstawia ministrów po kątach.

- Początki finansowania Samoobrony są dość tajemnicze...

- Środki dla Samoobrony to w dużej mierze pieniądze państwowe. Z KRUS, funduszy rządowych. Samoobrona wyspecjalizowała się też w wymuszaniu haraczy. Zakłady mięsne, mleczne czy elewatory dostawały propozycje nie do odrzucenia. Albo pojawią się chłopi, którzy blokują, albo złożą składkę na Samoobronę. W początkach Leppera najciekawsze jest jednak, kto pozwalał mu na bezkarność.

- Kojarzy się raczej z problemami z wymiarem sprawiedliwości.

- Problemami?! 6 zł grzywny i kajdanki, które potem zdejmował. To była kompletna bezkarność. Jego kariera była zbliżona do modelu Żyrinowskiego w Rosji. Pojawia się lider, który jako jedyny może występować w telewizji, bluzgając na tych, których ludzie nienawidzą. I organizować "protest". Gdy próbowali tego inni, natychmiast trafiali za kratki. Dlaczego działacz rolniczy Marian Zagórny został natychmiast spacyfikowany przez państwo?

- Dlaczego?

- Upatruję tu styku między Samoobroną a służbami. Zagórnego wsadzono do więzienia. Bez problemu wyłapywano autobusy z jego ludźmi jadącymi na blokady. Lepper w tym czasie blokował bądź "sprawczo kierował" pobiciem zarządcy. Kto wie, czy ktoś nie obawiał się ujawnienia tych powiązań? I nie odetchnął po jego śmierci.

- Kiedyś podkreślano, że Leppera wykreowali politycy SLD, którzy chcieli nieco osłabić PSL. Ale wynalazek wymknął się spod kontroli.

- Tak, to był wariant, który zmieniła afera Rywina. Znów podobnie jak z Żyrinowskim. Pojawił się znikąd, bezkarnie ubliżał wszystkim, ale jak się znalazł w parlamencie, głosował już zgodnie z interesami Jelcyna. Lepper tak samo - zwalczał głównie stronę postsolidarnościową, ale w parlamencie wspierał już nawet nie tyle SLD, co opcję Leszka Millera.

- Popularność Leppera wzięła się jednak z autentycznego buntu.

- Nie tyle buntu, co wściekłości. Trafił do tych, których skreślono w logice transformacji. Jedyną ofertą warszawskich elit dla tych "gorzej wykształconych" było to, że mają wymrzeć. Lepper stał się popularny, gdyż w telewizji pokazano go jako jedynego, który może być wyrazem zemsty. Wyborcy poszczuli nim znienawidzone elity.

- Zemsty? A nie człowieka, który ich reprezentuje?

- Odbyłem wiele rozmów z wyborcami Samoobrony i nie spotkałem nikogo, kto wierzyłby, że Lepper jest uczciwym fachowcem, który będzie dobrze rządził. Wszyscy podkreślali, że "on Im pokaże", wstrząśnie Nimi. "Narobi rozpierduchy".

- Później bardziej wiarygodny w potrząsaniu elitami okazał się Jarosław Kaczyński?

- Trochę tak. Kapitałem takiego polityka jest nienawiść elit i salonów. Wieloletnia nagonka "władzy" na Kaczyńskiego uwiarygadnia go. W oczach wielu ta "władza" to nie tylko rząd, ale też "Wyborcza" czy TVN. W znacznej mierze wygasły te napięcia. Na wsi nadal wszyscy narzekają, ale nie ma już wściekłości. Raczej niezadowolenie.

- Znikła wściekłość, Lepper już nie zagrażał i stąd wysyp cieplejszych komentarzy po śmierci Leppera?

- Ten wysyp miał miejsce dużo wcześniej. Całe to salonowe towarzystwo było przecież obrażone na Tuska, że nie chciał z Lepperem stworzyć rządu!

- Przecież później obrazili się na Kaczyńskiego, że stworzył...

- Ale w 2007 roku salon żył przekonaniem, że PiS w wyborach zawsze wygra. Wiara w to, że Polacy są młodzi i wykształceni, jest dość świeża. Wcześniej była pewność, że są ciemni i zawsze poprą "Kaczora". W związku z tym chcieli powołania rządu ocalenia narodowego oraz komisji, która rozliczy rządy PiS. Tusk zawiódł salon, idąc do wyborów z przekonaniem, że je wygra. Nasze elity to jeden wielki Kali z powieści Sienkiewicza, który jednego dnia robi z człowieka potwora, a drugiego widzi w nim świętego. Lepper musiał w tym celu umrzeć. Ale Wałęsa, którego nazywali "chamem z siekierą", albo Niesiołowski "ajatollah państwa wyznaniowego" okazali się użyteczni jeszcze za życia.

Rafał Ziemkiewicz

Publicysta "Rzeczpospolitej" i "Uważam Rze"