"Super Express": - Prokuratura stawia zarzuty znieważenia narodu polskiego Antoniemu Szpakowi, który w jednym z felietonów użył w stosunku do Polski określenia "durny, kołtuński kraj". Zasłużył sobie?
Rafał Ziemkiewicz: - To jeden z przejawów tego, że mamy państwo z dykty, którego sami nie traktujemy poważnie. Z jednej strony, rzeczywiście jest taki przepis, że kto znieważa naród, podlega karze. Z drugiej strony, wszyscy wiedzą, że ten przepis jest głupi i nikt go nie stosuje.
- Ale znaleźli się nadgorliwi prokuratorzy.
- No właśnie, użył pan słowa "nadgorliwi". W normalnym kraju, jeśli istnieje jakieś prawo, to się go albo przestrzega, albo zmienia. U nas przepisy są po to, żeby były, i uruchamiane są od czasu do czasu. Gdyby np. konsekwentnie stosować przepis o używaniu wulgarnych określeń, podejrzewam, że połowa Polaków by siedziała. Takie traktowanie przepisów sprawia, że teoretycznie na każdego można mieć jakiegoś haka. Przecież niejeden żart o Polaku, Niemcu i Rusku można uznać za obrazę narodu polskiego.
- Tu wystarczyło jedno sformułowanie. Trochę to głupie.
- No tak, ale gdyby rzeczywiście istniał w Polsce taki reżim, jak to kreśli opozycja, to by z tego przepisu nieustannie korzystał. Moim skromnym zdaniem takiej obawy nie ma. Antoni Szpak pewnie pochodzi w glorii męczennika, ale ostatecznie nic mu się nie stanie. Należałoby jednak zaapelować do prawodawcy, żeby pozwolił nam szanować prawo i ustalał takie przepisy, których wszyscy przestrzegamy, a nie coś dla picu i coś tak głupiego, że nikt rozsądny nie zdecyduje się go używać.
- Należałoby ten przepis o obrazie narodu zlikwidować?
- Albo przynajmniej uszczegółowić. Wolałbym jednak, żeby zniknął w ogóle. Ceną wolności słowa jest bowiem to, że pojawiają się wypowiedzi, z którymi całkowicie się nie zgadzamy. Trudno nazwać wolnością słowa dopuszczanie tylko takich poglądów, z którymi się zgadzamy. Taka sytuacja to po prostu dyktatura.