Zestawiając ze sobą oba zjawiska, nie chcę ich żadną miarą zrównywać. Bo krzywd porównywać ze sobą nie sposób. Idzie raczej o pokazanie niepokojącego podobieństwa. I wtedy (zdrada wynikająca ze współpracy z SB w szeregach opozycji z czasów PRL) i teraz (pedofilia w szeregach Kościoła) ścierały się bowiem dwie racje.
Jedna głosiła, by otworzyć się na prawdę i – choćby nie wiem co – podjąć próbę jej przepracowania. Bo tylko tak można przywrócić utracone zaufanie i poczucie publicznej sprawiedliwości. Bez tego o zaleczeniu ran mowy być nie może. Z takim stawianiem sprawy zderzała się jednak druga opcja: zmilczeć i zamieść pod dywan. A jeśli się to nie uda, to szukać tysiąca uzasadnień i relatywizacji. Oczywiście dla dobra instytucji, której nagłaśnianie patologii może przecież zaszkodzić.
W wypadku lustracji zwyciężyła – jak się zdaje – ta druga droga. Za sprawą dominującego wtedy w życiu publicznym obozu liberalnego większość społeczeństwa stanęła na stanowisku, że esbeckie teczki nie zasługują na fundamentalne przepracowanie. Bo będą niechybnie wykorzystane w bieżącej walce politycznej i zniszczą kruchą legitymację III RP. Trzeba więc temat wyciszyć. A tych, co nie potrafią się z takim zamknięciem sprawy pogodzić, należy ometkować jako „nienawistników i oszołomów”. Niestety zwycięstwo takiego stanowiska pozostawiło w wielu środowiskach głębokie poczucie niesprawiedliwości. Grona gniewu dojrzewały latami.
Gdy dziś stajemy wobec skali dramatu pedofilii w Kościele, dość łatwo zauważyć, że role się odwróciły. Dziś to obóz liberalny domaga się bezkompromisowego rozliczenia (i ma rację!), zaś spora część prawicy czuje się zaatakowana. Niestety padają z jej strony bliźniacze argumenty: „że przecież ujawniającym kolejne skandale nie chodzi o dobro ofiar”. Albo „A co, jeśli zniszczymy w ten sposób autorytet Kościoła, który jest tak ważną instytucją?”.
Mam nadzieję, że – jako wspólnota – wyciągniemy wnioski z przeszłości i temat pedofilii zostanie należycie przepracowany, a winy odpokutowane. Stawką jest wyrwanie się z piekielnego kręgu, w którym zło to zawsze „tamci”. Oby tym razem tego nie spartaczyć.