Dlaczego musimy to wciąż powtarzać? Bo znów rozmaici „życzliwi” próbują nas straszyć. Mówią, że wzrost długu publicznego wywołany koronakryzysem to „dowód na upadek polskiego państwa”, „pokaz niekompetencji rządzących” oraz „niewydolności polskiej gospodarki”. A także „życie ponad stan na rachunek następnych pokoleń, które będą ten dług spłacać”. Nie wierzcie, gdy słyszycie takie bzdury.
Po pierwsze, mamy koronakryzys. Aby na niego odpowiedzieć państwo musi uruchomić realne środki finansowe. Czyli osłaniać ludziom to, że nie mogą normalnie wykonywać swojej pracy w czasie pandemii. To oczywiste.
A przecież wciąż nie wiemy, kiedy to się skończy. W efekcie przedsiębiorcy bunkrują środki, wstrzymują inwestycje i obcinają ludziom pensje. To błąd, ale tak jest niestety w trakcie każdego kryzysu. Na szczęście mamy państwo, które w takich momentach powinno zacząć napędzać aktywność gospodarczą publicznymi pieniędzmi. Nie dopuszczając, by nastąpiła największa tragedia czyli skokowy wzrost bezrobocia i biedy. W razie potrzeby oferując ludziom gwarancję zatrudnienia lub dochód podstawowy. Niewykluczone, że takie wyzwanie czeka nas w niedalekiej przyszłości. I miejmy nadzieję, że rządzący staną na wysokości zadania. A jeśli to zrobią, to nie ma siły. Dług publiczny zostanie z nami na dłużej.
Ale to nie wszystko. Fakt, że nasza służba zdrowia przeżywa teraz ciężkie chwile to nie jest żaden przypadek. Po prostu przez całe dekady III RP polscy rządzący na takich elementach państwa dobrobytu jak służba zdrowia oszczędzali. A czemu oszczędzali? Bo im ci sami „życzliwi” wmówili, że nas „nie stać”. I że musimy oszczędzać. Tak to działa. W praktyce to właśnie oszczędzanie jest więc rachunkiem przerzucanym na kolejne pokolenia. Czyli dokładnie odwrotnie niż to, co twierdzą „życzliwi”.
Na koniec trzeba dodać nasza sytuacja nie jest wcale dramatyczna. Owszem - polski dług publiczny rośnie. Ale jednocześnie jest to dług coraz bardziej „własny” (udział długu w walutach obcych to obecnie ok. 20 proc). Z takim długiem można żyć długo i szczęśliwie.
Przekażcie to proszę „życzliwym”. I niech wreszcie przestaną nas straszyć.