Rafał Woś

i

Autor: Marek Kudelski Rafał Woś

Rafał Woś: Kibicuję Berniemu

2020-02-04 7:00

Gdy czytają państwo te słowa, pewnie już wiadomo, kto wygrał prezydenckie prawybory w amerykańskim stanie Iowa. To pierwszy odcinek serialu, który będzie trwał przez kilka następnych miesięcy. W jego trakcie wyłoniony zostanie kandydat partii demokratycznej, który w listopadzie zmierzy się w pojedynku o Biały Dom z urzędującym prezydentem Donaldem Trumpem. Ja kibicuję w tym wyścigu senatorowi z Vermontu Berniemu Sandersowi.

Sanders to pierwszy od dawna polityk demokratów z widokami na zwycięstwo, który ma celną diagnozę podstawowego problemu trawiącego amerykańskie społeczeństwo. Widzi, że są nim rosnące nierówności ekonomiczne, które stały się już nieznośne. U demokratów to nowość. Wprawdzie na politycznej mapie Ameryki uchodzą za lewicę, lecz przecież w ostatnich trzech dekadach zrobili wiele, by równościowe ideały w praktyce porzucić. I tak np. demokratyczny prezydent Bill Clinton (1993–2001) zderegulował system bankowy, pozwalając, by Wall Street pod względem osiąganych dochodów odjechała reszcie społeczeństwa. Ciął też wydatki na amerykańskie państwo dobrobytu. Albo Barack Obama (prezydent w latach 2009–2017), który nie wykorzystał szoku spowodowanego kryzysem finansowym, aby pchnąć Amerykę na bardziej sprawiedliwe tory. Nie wykorzystał też swej gigantycznej popularności do zasypania podziałów między spauperyzowanymi warstwami amerykańskiego społeczeństwa a politycznym establishmentem. W ten sposób torował drogę do zwycięstwa Donalda Trumpa w wyborach roku 2016.

Z Berniem Sandersem można mieć pewność, że nie pójdzie drogą wytyczoną przez poprzedników. Już cztery lata temu, gdy rywalizował o demokratyczną nominację z Hillary Clinton (ostatecznie przegrał), dał się poznać jako społeczny radykał. Do wyborów 2020 r. idzie z podobnym przekazem. Zapowiada np. wprowadzenie podatków majątkowych dla najbogatszych, mocne podniesienie płacy minimalnej, objęcie wszystkich Amerykanów darmowym ubezpieczeniem zdrowotnym czy oddłużenie młodych, którzy zapożyczyli się, by skończyć coraz droższe płatne studia. Ten radykalizm Berniego niektórych przeraża. Powiadają, że dużo bezpieczniejszym wyborem byłby centrowy i nijaki były wiceprezydent Joe Biden. Nie mają racji. Polityka w zachodnich demokracjach ulega szybkim przeobrażeniom. Cztery lata temu Donald Trump pokazał, że jest w niej miejsce na wyraziste pomysły. Bernie Sanders to dla demokratów szansa na odzyskanie kontaktu z rzeczywistością, która im w ostatnich latach zwyczajnie odjechała.