Zostawmy jednak „Gwiezdne Wojny” i wróćmy na ziemię. Byłoby niesprawiedliwie powiedzieć, że wśród przeciwników Trumpa (i szerzej populizmu) jest wyłącznie syty establishment żywotnie zainteresowany odzyskaniem pełnej kontroli nad demokratycznym procesem politycznym. O tym jednak za chwilę. Bo jednocześnie jeszcze bardziej naiwne jest argumentowanie, że Biden to kandydat Ameryki zwykłej i poturbowanej globalizacją oraz rosnącymi nierównościami. Przeczy temu choćby polityczna przeszłość nowego prezydenta USA (od 40 lat siedzącego w samym sercu amerykańskiego establishmentu i współodpowiedzialnego za budowę neoliberalnego ładu opartego na nierównościach). Warto zauważyć również to, że jednymi z pierwszych, którzy pospieszyli Bidenowi z gratulacjami byli Jeff Bezos, Bill Gates oraz rodzina właścicieli Facebooka. Czyli właśnie najwięksi zwycięzcy neoliberalnego status quo. Ludzie, których majątek to konsekwencja dominacji modelu opartego na monopolizacji najbardziej zyskownych branż i globalnego uśmieciowienia pracy swoich poddostawców.
Na koniec obiecany powrót do tych, którzy stanęli po stronie antypopulistycznej kontrrewolucji, bo faktycznie dali się przekonać, że Trump (i inni) to zło wcielone. Obawiam się, że czeka ich w najbliższych latach wiele rozczarowań. Będą musieli zadowolić się mydleniem oczu (np. superbogaci zgodzą się na jakiś nowy podatek, którego i tak nie zapłacą). A jeśli się tym nie zadowolą i urosną w siłę, to natychmiast staną się „nowymi Trumpami”. Przeciwko którym Imperium zrobi sobie nową krucjatę. A po ich pokonaniu „nowi Bezosowie” (a może i ci sami) powiedzą, że „teraz to już na pewno będzie inaczej”.