W starciu z „dusigroszami” frakcja „budowniczych” zawsze miała ciężko. Przedstawiano ich wpierw jako analfabetów ekonomicznych. Potem jako nieodpowiedzialnych fantastów. Czasem jako nieudaczników. Ewentualnie populistów, faszystów i Bóg wie kogo tam jeszcze. Ale czasy się zmieniają. Według opublikowanego niedawno raportu na temat zadłużenia Polska znajduje się dziś w czołówce najbardziej wypłacalnych krajów UE. Od wielu miesięcy polski rząd nie musi płacić w zasadzie żadnych odsetek za sprzedaż swoich obligacji. Niskie stopy procentowe w zachodnim świecie pozostaną zaś z nami przez lata. Do tego mamy własną walutę, która daje rządzącym wpływ na gospodarkę. Słowem: pieniądze pchają się dziś do Polski drzwiami i oknami – aż grzech ich nie wykorzystać. A jest przecież na co wydawać. Fenomen 500 plus przełamał dogmat, że inwestować wolno tylko w autostrady, nigdy zaś bezpośrednio w społeczeństwo. To bzdura. A przecież wiele innych dziedzin polskiego państwa dobrobytu też domaga się inwestycji. Coraz bardziej widać również, że aby utrzymać suwerenność energetyczną trzeba natychmiast poczynić wielkie wydatki w energetykę jądrową. Do tego koniecznie są inwestycje w suwerenność cyfrową: tak bezmyślnie oddaną w czasie prywatyzacji rynku telekomunikacyjnego. A technologie kosmiczne? A biotechnologia? A elektromobilność? Mentalne dusigroszostwo rodem III RP musi zostać wysłane na emeryturę. Tak po stronie opozycji, jak i rządzących. Bo pełno go w całym naszym establiszmencie
Rafał Woś: Dusigrosze na emeryturę!
Mamy NA CO wydawać. Mamy też wreszcie CO wydawać. Na cóż więc jeszcze czekać? Skorzystajmy z historycznej okazji i wprowadźmy Polskę na niedostępny wcześniej poziom dobrobytu. Postawa dusigorszowska jest oczywiście spadkiem po pedagogice wstydu III RP. Głosi ona, że Polski nie stać ani na postęp ani na dobrobyt społeczny. Owszem – nad Wisłą mogą istnieć tu i ówdzie wyspy prywatnej zamożności. Ale planów uczynienia dobrobytu powszechnym doświadczeniem snuć nie wolno. Bo zaraz pojawi się autorytet-liczykrupa pouczający „najpierw musimy się dorobić. potem możemy dzielić”. Przy czym na owo „potem” oczywiście zawsze jest „za wcześnie”. Postawa ta świetnie wpisywała się w interesy tych, co nie potrzebowali konkurenta w tworzeniu zaawansowanych produktów, technologii czy trendów. Chcieli Bangladeszu Europy – taniego rezerwuaru dobrze wykształconej i pracowitej siły roboczej.