Bo prawdopodobnie byłby to skansen skłóconych ze sobą kanapowych partyjek. Tak nielicznych i mało znaczących, że dałoby się ich wszystkich zmieścić w większym mieszczańskim salonie w okolicach krakowskich Plant albo na warszawskim Żoliborzu. W jednym kącie staliby obrażeni na „głupi naród” neoliberałowie czekający na nadejście polskiej Margaret Thatcher, która wreszcie przeprowadzi w kraju niezbędne wolnorynkowe reformy. Po drugiej stronie zgromadziliby się konserwatyści obyczajowi narzekający na upadek moralny zachodniej cywilizacji. Pod oknem zaś dwóch czy trzech prawicowych historyków zawzięcie dyskutowałoby, który z żołnierzy wyklętych był największym bohaterem antykomunistycznego podziemia.
Na szczęście – dla nich samych – pojawił się Kaczyński, który uczynił polską prawicę ugrupowaniem demokratycznie wybieralnym. I nie chodzi tylko o to, że doprowadził do faktycznego zjednoczenia różnych odłamów prawicy. To jeszcze żaden sukces. Idzie o proces, który nazwałbym resocjalizacją prawicy. Jej wychowaniem do życia w społeczeństwie i liczenia się z jego potrzebami i marzeniami. To właśnie jest zasługa Kaczyńskiego. Skąd to wiem? Nie jest przecież żadną tajemnicą, że najważniejsze politycznie posunięcia PiS zostały wdrożone z osobistej inicjatywy popularnego „Kaczora”. Tak było z 500 plus w roku 2016, a potem z jego rozszerzeniem na drugie dziecko. Tak było z przyspieszeniem w podnoszeniu płacy minimalnej, dzięki czemu sięgnęła ona po raz pierwszy w historii III RP 50 średniej krajowej. Albo z 13 emeryturą. Decyzje te podejmował Kaczyński, a prawicowi liberałowie wdrażali. Często zgrzytając zębami. Faktycznie czyniąc z PiSu partię ludowo-populistyczną. Nastawioną na realizację potrzeb grup społecznych na poprzednich etapach III RP zapomnianych i lekceważonych.
Kiedy więc dziś patrzymy dziś na dobre wyniki polskiej gospodarki (i jednak niezłe notowania PiS sześć lat po wzięciu władzy) to pamiętajmy, że nie wydarzyło się to dzięki „wspaniałej” polityce historycznej IPNu, ani „sukcesom” obrońców życia. Tylko dzięki temu, że Polska wreszcie zaczęła dzielić dobrobyt czyniąc nasz kraj bardziej sprawiedliwym.
Czy gdy zabraknie Kaczyńskiego prawicowe elity władzy będą potrafiły zrozumieć gdzie leży źródło ich sukcesu? Czy proces resocjalizacji prawicy będzie trwały? Odpowiedź poznamy w ciągu paru nadchodzących lat.