Rafał Woś

i

Autor: Super Express

Rafał Woś: Ciemna strona bycia Zachodem

2020-01-07 6:37

Po trzech dekadach Polska zakotwiczyła w porcie bogatego Zachodu. Bardzo tego chcieliśmy. Ale czy coś cennego nam po drodze nie zginęło?

Rzecz drobna. Ktoś powie nawet, że zbyt błaha na felieton. Ale jednak bardzo bliska zwykłego życia. Tak się plecie, że od lat podróżuję z wózkiem dziecięcym. Wózek – jak wiadomo – staje się problemem, gdy trafia na schody. Gdy schodów jest kilka – daje się je sforsować. Ale więcej to już problem. Zwłaszcza gdy do ogarnięcia są jeszcze pozostałe dzieci, bagaże, tłok czy pośpiech.

Kiedy byłem na Wschodzie, nie raz i nie dwa było tak, że nie trzeba było nawet specjalnie prosić o pomoc. Starczyło kilka sekund, a już obcy ludzie z własnej inicjatywy chwytali wózek, a czasem nawet dziecko (!) i pomagali nosić. Czasem dołączając w gratisie jeszcze jakieś dobre słowo albo uśmiech. To sceny, które na Zachodzie uświadczyć można dużo rzadziej. Pamiętam, jak kiedyś nie mogłem wejść z wózkiem do tramwaju. Gdy się w końcu udało, z wyrzutem spytałem siedzącego wygodnie obywatela Zachodu, dlaczego mi nie pomógł. „Trzeba było poprosić. Dlaczego ja mam się domyślać, że potrzebuje pan pomocy?” – odpowiedział.

Tu jest chyba jakaś fundamentalna różnica. Dwa systemy, dwie filozofie. Wschód kontra Zachód. Może wynika to z doświadczeń z państwem: u jednych funkcjonowało raczej słabo, więc ludzi musieli zawsze bardziej liczyć na siebie i stawiać na pielęgnowanie relacji wzajemnych (dziś ja pomogę komuś, jutro ktoś pomoże mnie). Drudzy mają od tego system. I to system jest odpowiedzialny, żeby człowiek z wózkiem mógł zejść na peron metra. A więc mnie – pojedynczego obywatela – jego istnienie zwalnia przecież z odpowiedzialności za drugiego. Owszem, jak poprosi, to pomogę. Ale skoro nie prosi, to znaczy, że wszystko jest w porządku. Oczywiście w praktyce różnie to z tym Wschodem i Zachodem bywa. Co do zasady mamy tu jednak dwie logiki. Wschodnia (czasem nadmierna) serdeczność pospolitego ruszenia. Kontra zachodni chłód i sprawne (zazwyczaj) procedury.

A w którym miejscu tego suwaka znajduje się Polska? Czy nie łapią się Państwo na myśli, że pewien rodzaj wschodniej wrażliwości na los drugiego człowieka został jednak utracony? Albo precyzyjniej – właśnie go tracimy? Ja czasem tak właśnie myślę. I powiem szczerze: nie bardzo mi się to podoba.