"Super Express": - Rafał Trzaskowski, człowiek coraz bardziej znany.
Rafał Trzaskowski: - Znany to byłem, kiedy miałem 6 lat. Występowałem wtedy w serialu "Nasze podwórko" i miałem swój moment sławy.
- Co to był za serial?
- Młodzieżowy, grałem w nim takiego niesfornego chłopaka, który bez przerwy wymyślał jakieś draki na podwórku. Polecam.
- A teraz jest pan znany z tego, że doradza pan Ewie Kopacz.
- Mam taką funkcję, więc trudno się jej wyprzeć. Jestem odpowiedzialny za tworzenie szczytów Rady Europejskiej, gdzie jadę z panią premier i staram się jej doradzać.
- I ta Unia Europejska nam się opłaca?
- Oczywiście, w 100 proc.
- To niech mnie pan przekona.
- Unia to jest projekt, dzięki któremu jesteśmy coraz bardziej bezpieczni. Choćby dlatego, że jesteśmy częścią większego organizmu. Oznacza to mnóstwo inwestycji i gdyby coś miało się stać, to jest to gwarancja bezpieczeństwa równa tyle, co nasze członkostwo w NATO. Ponadto dostajemy olbrzymie fundusze, pozwalające nam na modernizację.
- Ja zawsze się boję, gdy ktoś mi coś daje.
- Tak, ale to jest jednak w dobrej wierze, gdyż wzmacnia całą Unię, pozwalając nam nadganiać te wieloletnie zaniedbania wynikające choćby z komunizmu, a nie będę się cofał w jeszcze wcześniejsze lata. Mało? Widać to na każdym kroku. UE to nie tylko pieniądze, ale także stabilność, udział w decyzjach politycznych, które pozwalają nam szybciej rosnąć.
- Nam, czyli komu?
- Gospodarce.
- I powie pan to na przykład stoczniowcom?
- Polskie stocznie mają się już coraz lepiej i wychodzą na prostą...
- Żartuje pan.
- Wcale nie, naprawdę produkujemy coraz więcej statków. A te trudne decyzje związane z naszym członkostwem w UE trzeba by było podjąć i tak. Zarówno w przypadku stoczni, jak i restrukturyzacji górnictwa. Nasza nieobecność w UE by nas od tego nie uchroniła, a obecność pozwala amortyzować te zmiany.
- A nie jest tak, że ta Unia nam się nie opłaci, bo gdy ktoś coś daje, to jednak czegoś zażąda od nas w zamian?
- W Unii tak to nie działa. To także interes Unii. Wzmacnia słabsze regiony po to, żeby była silniejsza jako cały organizm. To jest tak jak z rodziną. Zależy panu, żeby wszyscy członkowie tej rodziny byli zdrowi, a nie żeby ktoś z tej rodziny był coraz słabszy i biedniejszy. Bo to wpływałoby na całą rodzinę.
- Powiedzmy, że jestem takim złym człowiekiem, który chce, żeby w Unii było dobrze, ale żeby to mnie było najlepiej. I nazywam się Niemcy.
- W UE każdy pokazuje trochę tego egoizmu i chce, żeby najlepiej było u niego. Nie oznacza to jednak, że wyklucza to dbanie o resztę unijnej rodziny. Zdarza się, że ktoś jest totalnie nieodpowiedzialny i jedzie po bandzie...
- To znaczy?
- Choćby jak rząd Grecji. Polska ma jednak odpowiedzialny rząd, a przede wszystkim Polacy jako społeczeństwo są zupełnie inni niż Grecy. Mamy w sobie niesłychane pokłady energii i chcemy inwestować w siebie i kraj. Może się to jednak zmienić, jeżeli wygrałby wybory ktoś, kto stworzyłby rząd nieodpowiedzialny. W dość trudnych czasach, jakie przeżywa dziś Unia, to może być niebezpieczne.
- Czyli Unia w niebezpiecznych czasach jest dla nas zagrożeniem?!
- Nie, "zagrożenie" to złe słowo. Każdy, kto prowadzi w UE politykę życia ponad stan, nieodpowiedzialną, będzie musiał się liczyć z ceną. Unia nie uchroni żadnego państwa przed brakiem odpowiedzialności jego władz. Unia jednak nam pomaga. Proszę się rozejrzeć...
- Rozglądam się...
- I niech pan zerknie na państwa pozostające poza Unią Europejską. Rozwijają się znacznie wolniej. Unia to dla Polski jest zysk i stabilność.
- Jak pańskim zdaniem wpłynie na tę stabilność przyjęcie do Polski kilkudziesięciu tysięcy uchodźców.
- Dlaczego kilkudziesięciu tysięcy? Rząd Polski zgodził się na pułap dwóch tysięcy. Co prawda Komisja Europejska chciała wprowadzenia automatycznego mechanizmu, który rzeczywiście nie pozwalałby na określenie, ilu by ich było...
- Właśnie! Nie wiemy ilu...
- Tyle że pani premier powiedziała wyraźnie "nie". Polska przyjmie tylu, na ilu nas stać.
- A na ilu nas stać?
- Dwa tysiące to pułap, który wyznaczyliśmy. Porównując z Węgrami, którzy przyjęli od początku roku aż 90 tysięcy, to nie jest jakaś wygórowana liczba. To przejaw naszej solidarności z UE. Ważnej, bo gdyby coś pogorszyło się na Wschodzie i mielibyśmy presję imigracyjną z tej strony, to oczekiwalibyśmy solidarności po UE. Dwa tysiące jesteśmy w stanie przyjąć i próbować zintegrować.
- Pojawia się taka obawa, że wraz z uchodźcami pojawią się w Polsce terroryści.
- To jednak ograniczona liczba w porównaniu z innymi państwami. Ponadto ci ludzie będą dokładnie sprawdzani.
- Dokładnie, czyli jak?
- Przez nasze i europejskie służby. Procedura nadania statusu uchodźcy trwa też dosyć długo i jest naprawdę bezpieczna. Obawy o terroryzm przy tej okazji są więc nieuzasadnione. Nas martwiło to, by te kwoty uchodźców nie były nam z góry narzucane na rozkaz Komisji Europejskiej. Nie wiemy zresztą, czy ci ludzie będą chcieli tu przyjechać.
- To znaczy?
- Kiedyś otworzyliśmy się na program uchodźców. Przyjęliśmy 50 osób, zostało sześć z nich. Kiedy połączyli się z rodzinami, było 30 osób, a na końcu większość z nich i tak wyjechała do Niemiec, uznając, że tam są lepsze warunki. Większość uchodźców woli jednak jechać do bogatych państw i trudno ich zmusić do pozostania.
- Co pan będzie robił po wyborach?
- Mam nadzieję, że będę posłem.
- A gdyby się nie udało?
- To będzie wola wyborców. Mam zawód, jestem nauczycielem akademickim i wrócę do pracy naukowej. Uczę od 17 lat, a zarazem byłem analitykiem zajmującym się sprawami integracji europejskiej.
- Niech pan nam powie zatem jako analityk, jak będzie, jeżeli będzie rządził PiS?
- To zależy, czy wcieli w życie swoje obietnice. Jeżeli je zrealizuje, to może być źle. Cofnięcie trudnej, ale naprawdę koniecznej reformy emerytalnej, wydatki kilkudziesięciu czy kilkuset dodatkowych miliardów... Nie ma na to szans w budżecie. PiS nie mówi, skąd to weźmie...
- Trochę mówi...
- OK, ale to się nie składa ze sobą. Mówią, że uszczelnią system podatkowy, ale zaraz dodają, że będą lepsi i milsi dla podatnika! Nawet jeżeli nałożą domiar bankom czy dużym sklepom, nie da to tylu wpływów do budżetu, by zrównoważyć ich propozycje. Obietnice Platformy są realne. Po latach nadrabiania dystansu możemy też zacząć myśleć nieco inaczej, patrząc w to, jak ma być u nas w przyszłości.
- W przyszłości? Rządzicie osiem lat...
- I proszę się rozejrzeć! Podoba się panu Polska? Czy "Polska jest w ruinie"?
- Ani tak, ani tak.
- Przyzna pan, że Polska nadrobiła olbrzymie zaległości infrastrukturalne.
- Wie pan, jak jadę do Niemiec lub Francji, to jednak nie nadrobiła.
- Oczekiwał pan, że w cztery lata lub osiem lat je nadrobi?
- Oczekiwałem, że w osiem.
- To był pan olbrzymim optymistą. To są setki lat zapóźnień. Nie będziemy Niemcami w osiem lat.
- A kiedy będziemy Niemcami?
- Jeżeli dobrze pójdzie, to w 20-30 lat będziemy mogli stać się jednym z bogatszych krajów UE, ale nie najbogatszym. 20 lat temu mieliśmy 1/3 średniej gospodarek UE. Dziś mamy już 2/3. Postęp jest olbrzymi, ale boję się, że PiS zmarnuje te najbliższe lata.