Rafał Chwedoruk: Publicyści żyją w matriksie

2010-11-22 3:00

Wyniki wyborów samorządowych i kampanię komentuje dla Czytelników "Super Expressu" dr Rafał Chwedoruk

„Super Express”: – Pierwsze wyniki mówiące o 33,8 proc. PO i 27 proc. PiS były dla pana zaskoczeniem?

Dr Rafał Chwedoruk: – Nie. Czasami czuję się jak w matriksie. Mamy bowiem jakąś rzeczywistość społeczną, której doświadczamy, kontaktując się z ludźmi na ulicy, znajomymi i rodziną z różnych części kraju. I mamy jakąś rzeczywistość, w której żyje kilku znaczących publicystów i część mediów, którzy kreują rzeczywistość własnych marzeń. Nie ma żadnych powodów, dla których poparcie dla partii Kaczyńskiego miałoby spaść poniżej tych 25 proc. I nie ma żadnych powodów, dla których poparcie dla PO miałoby rosnąć powyżej 40 proc. Zaskoczeniem był raczej lepszy niż się spodziewałem wynik PSL. Po problemach partii Pawlaka nie ma już śladu.

– Wyniki z wyborów samorządowych są sygnałem przed parlamentarnymi?

– Są, choć oczywiście nie wszystko się na nie przełoży. Wskazuje to jednak na jakąś stabilizację systemu partyjnego. Dla Platformy oznacza to koniec marzeń o samodzielnym rządzie i konieczność poszukiwania koalicjanta. A to może być dużo trudniejsze niż poprzednio.

– Wynik PiS utwierdzi prezesa Kaczyńskiego w tym, że miał rację?

– Mina prezesa Kaczyńskiego wskazywała, że jest z wyników wyraźnie zadowolony. Rozłamowcy z PiS świadomie wybrali kampanię na moment kreowania przyszłego ugrupowania. To była odrębna kampania polityczna, co potwierdza ogłoszenie w ciszy wyborczej odejścia trzech posłów z PiS. To nie jest przypadek, że robią to posłowie Kamiński, Bielan i Poncyljusz. Ludzie prowadzący wcześniej kampanie PiS, znający się na takich zagraniach.

– Na razie nie wyszło. Wybrali ciszę wyborczą, by wbić prezesowi „nóż w plecy” czy żeby skupić zainteresowanie na nowej partii?

– Moim zdaniem to wyraz bezsilności tych polityków. Zdają sobie sprawę, że jest to działanie czysto destrukcyjne. PiS na pewno coś na tym straci. Z drugiej strony ich nowa formacja niczego na tym nie zyska. Pokazali też brzydszą stronę polityki, także brzydszą stronę powstającej partii pani Kluzik-Rostkowskiej.

– Odejście kolejnych posłów wpłynie na decyzje radnych PiS? Mają przed sobą pełną kadencję. Odejdą czy poczekają dłużej, jak poradzi sobie nowa partia?

– Paradoksalnie tu karty w ręku trzyma głównie Platforma. Tam, gdzie PO będzie miała problemy ze stworzeniem samodzielnej większości, zacznie składać nęcące propozycje radnym PiS i wspierać tworzenie nowego ugrupowania i koalicji. Poza dużymi miastami radni będą jednak skazani na to, by być w PO, PiS albo w niebycie. Na razie nie ma w Polsce miejsca na nowe ugrupowanie na prawej stronie bądź między PiS i PO. A polityków, którzy na to liczą, może czekać los taki jak Jana Rokitę czy Ludwika Dorna – znanych, ale jednak tylko publicys­tów, a nie polityków. Zwróćmy uwagę, że niemal wszyscy z rozłamowej grupy są politykami z Warszawy. Wynik PiS w stolicy, dość specyficznym mieście, liberalnym i bogatszym niż inne, był bardzo dobry.

– Nawet w naszej rozmowie wracamy namolnie do rozłamu w PiS. Jak to jest, że wszyscy skupiają się od lat na partii opozycyjnej, a nie rządzących?

– Powoduje to struktura plebiscytu antypisowskiego, w który zamieniono kolejne już wybory. To miało jakieś uzasadnienie w 2007 roku, kiedy PiS rządził. Dziś jest to może wciąż wygodne, ale absurdalne. Odnoszę jednak wrażenie, że ten straszak przestaje już działać. Pierwszym sygnałem były wybory prezydenckie. PiS samodzielnie w krótkim czasie do władzy nie powróci. A odwracanie uwagi od waż­niejszych spraw nie buduje programowości naszej polityki.