Rafał Chwedoruk

i

Autor: ARCHIWUM

Rafał Chwedoruk: Kwestia kultury, a nie procedur

2017-01-26 3:00

- Paradoks sytuacji polega na tym, że tak naprawdę to ponowny tak ostry protest opozycji byłby w interesie PiS, bo nawet się nie starając, partia rządząca wyszłaby z niego zwycięsko. - wypowiada się profesor Rafał Chwedoruk w rozmowie z "Super Expressem".

"Super Express": - Kara finansowa dla posła, który mówi nie na temat, wnioski zgłaszane mają być tylko przez przewodniczących klubów poselskich. Nowy regulamin przygotowywany podobno przez marszałka Sejmu to - jak twierdzi opozycja - uderzenie w demokratyczne prawa posłów czy może sposób na uspokojenie sytuacji w Sejmie?

Rafał Chwedoruk: - Wydaje się, że ani jedno, ani drugie. To jest raczej sytuacyjna reakcja, by pokazać własnemu klubowi, że są pewne działania podejmowane. Na pewno wprowadzenie restrykcyjnego regulaminu to nie jest unicestwienie demokracji, bo różne regulacje w parlamentach są przyjmowane, również w najbardziej uznanych demokracjach świata. Polski parlament był do tej pory bardziej liberalny. Mylą się jednak też ci, którzy liczą na uspokojenie nastrojów w Sejmie.

- Dlaczego?

- Nowy regulamin byłby to raczej wysiłek prometejski. Dlatego, że to, jak zachowują się posłowie w Sejmie, zależy nie od narzuconych procedur, a kultury politycznej. I dopóki tego nie wypracujemy, to najbardziej rygorystyczne przepisy prawa niczego nie zmienią. Poza tym śmiem twierdzić, że po kilku tygodniach czy miesiącach obowiązywania nowego regulaminu dojdzie do czegoś, co nazywa się obumieraniem normy w czasie. Czyli większość tych rygorystycznych przepisów będzie obchodzona.

- Po co więc marszałek miałby przygotowywać tego typu regulamin?

- W przypadku PiS to próba skonsumowania nastrojów społecznych, ewidentnie zwróconych dziś przeciwko liberalnej opozycji, którą pogrążył charakter grudniowego protestu oraz skandale z udziałem niektórych liderów. Natomiast politycznie byłoby to łatwiejsze do przedstawienia, gdyby PiS równolegle próbował wprowadzić elementy dawnego pakietu demokratycznego, czyli przyznania konkretnych praw opozycji. Byłoby to pokazanie niezdecydowanej części elektoratu, że z jednej strony budowana jest tama dla pewnych zachowań, z drugiej - pomost dla konstruktywnych działań opozycji. Tego PiS nie proponuje, a więc nie spodziewam się jakichś rewolucyjnych rezultatów wprowadzenia tego regulaminu. Paradoks sytuacji polega na tym, że tak naprawdę to ponowny tak ostry protest opozycji byłby w interesie PiS, bo nawet się nie starając, partia rządząca wyszłaby z niego zwycięsko. I żadne zaostrzenie rygorów nie jest PiS konieczne. Chyba że właśnie w połączeniu z pakietem demokratycznym, gdzie PiS mógłby zaprezentować się jako partia konstruktywna, stanowcza, ale też dążąca do pojednania i współpracy tam, gdzie jest to możliwe.

- Mówi pan o nieskuteczności obostrzeń. Jednak utrata uposażenia, diety, zakaz wyjazdów zagranicznych to kary dość dla parlamentarzystów dotkliwe.

- Jednak samo wyegzekwowanie kary nie jest takie proste. Poza tym rządzący muszą zawsze pamiętać, że też kiedyś mogą być opozycją. Widzimy to na przykładzie Platformy. Gdy politycy tej partii rządzili, opozycja niebezpodstawnie zarzucała im, że utrudniają jej działania. Słynne słowo "zamrażarka" dotyczące wstrzymywanych przed procedowaniem ustaw karierę zrobiło właśnie w okresie rządów PO. Tak samo w przypadku PiS należy pamiętać, że rygorystyczne przepisy mogą się dostać w ręce innych polityków. A polski parlament funkcjonował przez lata w miarę bezkonfliktowo. Nie wiem, czy nowe rygory są tym, od czego należy zaczynać zmiany.

- Wspomniał pan na wstępie, że w wielu krajach o ugruntowanej demokracji istnieją bardzo rygorystyczne normy parlamentarne. O jakie kraje chodzi?

- To odbywa się na poziomie regulaminów i obyczajów. Ciekawy jest przypadek brytyjski, gdzie na mocy obyczaju wiadomo, kto jest kim w parlamencie.

Zobacz: Tomasz Walczak: Pucz zamiast Smoleńska