"Super Express": - Po wetach prezydenta w sprawie ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa stwierdził pan, że powstać może nowa republikańska formacja prawicowa. Naprawdę tak pan uważa?
Rafał A. Ziemkiewicz: - Użyłem tu pewnej przenośni. Nie spodziewam się powstania sformalizowanej partii, uważam jednak, że prezydent skupia dziś wokół siebie nadzieje ludzi, którzy z jednej strony nie chcą, by było jak było, nie dadzą się przekonać Platformie i Nowoczesnej dopóty, dopóki te partie odmawiają jakiejkolwiek dyskusji o przeszłości, rozliczeniu patologii, chcą powrotu do stanu sprzed 2015 r. Jednocześnie ludzi tych zrażają do PiS teorie Antoniego Macierewicza czy rozmaite spiskowe i wojenne teorie, które każą świat dzielić na garstkę prawdziwych patriotów z PiS z jednej i na morze zdrajców, targowiczan i ubeków z drugiej strony. Pole do zagospodarowania jest ogromne i pan prezydent w sposób naturalny może wokół siebie tych ludzi skupić tak, by uważali go za swojego prezydenta. I w tym sensie mówiłem o "partii" prezydenckiej.
- A politycznie - możliwe jest powstanie czegoś nowego, czy raczej będą to frakcje wewnątrz Prawa i Sprawiedliwości?
- Politycznie rolę partii prezydenckiej może pełnić na przykład Kukiz'15, może jakieś inne grupy, a w skrajnym wariancie może dojść nawet do rozłamu w partii rządzącej. Podziału na PiS bardziej radykalny i bardziej rozsądny. Do realizacji takiego scenariusza doszłoby jednak wyłącznie w sytuacji, gdyby prezes PiS Jarosław Kaczyński oszalał i na przykład zażądał samorozwiązania parlamentu i rozpisania wcześniejszych wyborów.
- Ale właśnie taka plotka niedawno się pojawiła!
- Tak, ale moim zdaniem miała służyć jedynie dyscyplinowaniu posłów w PiS, jest wobec nich groźbą, że mogą wylecieć z ugrupowania i nie znaleźć się już na liście wyborczej. Zwracam uwagę, że nawet w kluczowym dla PiS głosowaniu nad reformą sądownictwa, była całkiem spora grupa posłów PiS, którzy w głosowaniu nie wzięli udziału.
- Po wetach prezydenta zarysował się podział zarówno w elektoracie PiS, jak i wśród konserwatywnych polityków i publicystów. Z jednej strony pan czy Tomasz Terlikowski chwalicie decyzję prezydenta. Z drugiej - Jacek Karnowski napisał o "strasznym dniu 24 lipca", dr Jerzy Targalski mówił wręcz o tym, że esbecy stworzyli profil psychologiczny prezydenta, a serial "Ucho Prezesa" powstał po to, by omotać głowę państwa. Poseł Suski porównał działania Andrzeja Dudy do roli Armii Czerwonej w czasie Powstania Warszawskiego. Ostro jak na przedstawiciela obozu, z którego prezydent się wywodzi.
- To jest oczywiście dla PiS kompromitujące. Nie ma jednak symetrii - nie ma ataku ze strony umiarkowanych zwolenników zmian na ten twardogłowy beton. Działa to w drugą stronę, ale tylko dlatego, że ci twardogłowi umieją jedynie posługiwać się retoryką wojenną. Szantażuje się wszystkich wkoło, że jest wojna, starcie sił dobra i zła, nie wolno być pośrodku, a zwłaszcza mieć własnego zdania. Ryszard Czarnecki stwierdził nawet w wywiadzie dla "Republiki", że jak jest wojna, to nie zakłada się klubów dyskusyjnych. A jednak część środowiska, którą uważam za rozsądniejszą, retoryce tej się nie poddaje. Mówi: nie, nie ma żadnej wojny, mamy demokratyczne państwo prawa, które po prostu wymaga zmian i powinno być inaczej zarządzane. Starcie było nieuniknione. A jest stara zasada, która głosi, że najgłośniej krzyczy ten, kto nie ma argumentów. Ten wrzask na prezydenta i tych, którzy poparli decyzję o zawetowaniu ustaw o Sądzie Najwyższym i Krajowej Radzie Sądownictwa, potwierdza brak argumentów ze strony zwolenników twardej linii.
ZOBACZ: Szokująca teoria byłej minister PiS: Duda uzgadniał weto z Kaczyńskim