Rafał Ziemkiewicz: Młodzi są nadzieją na naszą Tea Party

2011-02-22 3:00

Czy prof. Leszek Balcerowicz stworzy w Polsce ruch obywatelski na wzór amerykańskiej Tea Party - zastanawiają się Rafał Ziemkiewicz i Witold Gadomski

"Super Express": - Leszek Balcerowicz w wywiadzie na naszych łamach wzywa do zbudowania w Polsce ruchu społecznego nacisku na rząd, czegoś na kształt Tea Party w USA. Realna prognoza czy pobożne życzenia?

Rafał Ziemkiewicz: - Niestety, to mało prawdopodobne. Tea Party to połączenie dwóch spraw. Rozczarowania obyczajowych konserwatystów, którzy mają dość politycznej poprawności i multikulturalizmu. Drugą jest irytacja obywateli, którzy czują się gnębieni podatkami i obciążeni długiem zaciągniętym w ich imieniu przez rząd. W Polsce możliwy jest tylko ten pierwszy element. Polacy są na ogół dość konserwatywni, ale nie w sensie politycznym, tylko tym potocznym, obyczajowym.

- Z drugiej strony, Tea Party powstała z reakcji sprzeciwu wobec coraz bardziej nieokreślonej ideowo Partii Republikańskiej. PO i PiS też zdają się traktować instrumentalnie wartości uchodzące za prawicowe i mogą wywołać zmęczenie obywateli.

- Ja to traktuję bardziej w kategoriach historycznych. Jest zasadnicza różnica między społeczeństwem amerykańskim a europejskimi. Ameryka założona została przez zbuntowanych kolonistów - pionierów i ludzi samodzielnych, którzy pojechali na Dziki Zachód budować swoje życie od zera. I zirytowało ich to, że jakiś król z dalekiej metropolii ingeruje w ich sprawy, obciążając wysokimi podatkami. Ta buntownicza mentalność tkwi w amerykańskiej tradycji aż do dziś.

- Czym się różni tradycja Starego Kontynentu?

- Wszystkie kraje europejskie były monarchiami, w których królowie dysponowali wielkimi majątkami, a nieraz nawet całym państwem. W Europie pokutuje takie spojrzenie na państwo, jak trzysta lat temu na króla. Dla nas rząd to taki Kazimierz Wielki z agendy, który ma dowartościowywać chłopów, a kraj zostawić murowanym. Tylko że gdy nam wydaje się, że pieniądze na to bierze ze swojej królewskiej szkatuły, Amerykanie wiedzą, że nie istnieją pieniądze państwowe, ale tylko te wspólne. Rozumieją, że nie ma czegoś takiego jak darmowy lunch.

- Bazą społeczną Tea Party jest amerykańska klasa średnia. Kto mógłby zasilić taki ruch u nas?

- Klasa średnia w USA to twór mityczny. 98 procent Amerykanów uważa się za jej członków. Ale nawet jak do niej nie należą, to wystarczy, że tak czują. Ci ludzie przywykli odpowiadać za samych siebie. My natomiast wciąż jesteśmy społeczeństwem najemników - ludzi, którzy przez wiele lat pracowali na etatach, a wcześniej na pańskim. Ruch sprzeciwu w Polsce zawsze będzie ruchem sfrustrowanych chłopów pańszczyźnianych, którzy chcą, by dziedzic dawał im więcej.

- Zamiast chcieć, by w ogóle przestał się wtrącać w ich sprawy?

- Dokładnie. Archetypem polskiego buntu jest Solidarność, która jako związek zawodowy domagała się sprawiedliwości, ale nie oddania fabryk w ręce robotników. Polacy nie są gotowi do buntu przeciwko państwu - a tym de facto jest Tea Party - lecz do buntu przeciwko złemu dziedzicowi po to... by ustąpił miejsce lepszemu. Państwo to dla nas taki niezbędny opiekun. Jak mówią Amerykanie - rząd to dla nich problem, a dla nas rozwiązanie problemów.

- Były jednak w III RP popularne partie jawnie antyestablishmentowe, jak Samoobrona czy nawet Porozumienie Centrum.

- Tylko przez moment. Ludzie traktowali je jak coś w rodzaju cepa, którym można przyłożyć nielubianej elicie z zemsty za złe rządy. Lepperem Polacy poszczuli władzę, a potem - gdy już nie był im potrzebny - posłali do diabła.

- Widzi pan przyszłość dla idei wolnorynkowych w Polsce?

- To zależy, jak będą formułowane. Dla mnie wolny rynek to swoboda działania, wolność gospodarcza i wolność konkurencji. Niestety, Polakom kapitalizm przedstawia się jako stabilność budżetową i wydolność ekonomiczną państwa, a nie jako możliwości awansu dla zwykłych ludzi. Bo polscy przedsiębiorcy nie tworzą silnej grupy społecznej, a rej wodzą w niej wielcy biznesmeni, którzy żyją z układów i interesów robionych z rządem. Jeśli wolny rynek dalej będzie tak definiowany, nie wróżę mu dużej popularności. Nadzieja w młodych, którzy widzą w Polsce brak szans na spełnienie ich życiowych aspiracji. Tu jest zarzewie przyszłego buntu na miarę polskiej Tea Party.

Rafał Ziemkiewicz

Publicysta "Rzeczpospolitej"