"Super Express": - Czy sprawa nagrań ujawnionych po wyborach władz PO na Dolnym Śląsku będzie zamieciona pod dywan? Wcześniejsze afery, jak np. hazardowa, nie wpłynęły znacząco na obraz i pozycję Platformy na polskiej scenie politycznej. Ta wpłynie?
Rafał Ziemkiewicz: - Mamy do czynienia z pewną nowością. PO nie chce się już nawet udawać. W aferze hazardowej Donald Tusk dołożył wielu starań, żeby stworzyć wrażenie, że on jest tym oburzony, że stanowczo się nie zgadza i reaguje. Powyrzucał mnóstwo osób, stwarzano jakieś pozory. Tutaj mieliśmy siedmiogodzinne posiedzenie Platformy, które skończyło się niczym.
-Uznano, że wybory są ważne i nie będą powtarzane.
- To pokazuje, że albo jest w PO bezwład decyzyjny, albo uznano, że powtarzanie wyborów nie ma najmniejszego znaczenia. Przy tej degeneracji życia publicznego mamy spór między mafią a sektą. Platforma zdaje sobie sprawę z tego, że jest postrzegana jako mafia i jej przetrwanie zależy wyłącznie od tego, czy Polacy nadal będą uważali, że z dwojga złego lepiej mieć u władzy gangstera niż wariata. Że lepszy jest mafioso, który pobiera haracz, ale daje też spokój, niż sekciarz, po którym nigdy nic nie wiadomo. Jarosław Kaczyński swoimi rządami bardzo zaburzył poczucie bezpieczeństwa elit, a elity zdołały przekonać większą część społeczeństwa, że Kaczyński jest groźny i nieobliczalny.
- Czyli nadal działa schemat straszenia PiS-em?
- Nie wiem, czy działa, ale Platforma pogodziła się z tym, że nie ma żadnego innego pomysłu na rządzenie i nie próbuje udawać, że nie jest mafią, w której się rozdaje stanowiska, naparzają się różne frakcje, a wszystkim chodzi tylko o to, żeby dorwać się do stołków i swoich kolesiów na tych stołkach pousadzać.
- Po partyjnych wyborach na Dolnym Śląsku mówi się o płatnej protekcji i korupcji politycznej. Ale to nie pierwsza afera...
- Sygnałem ostrzegawczym była afera Rywina, która pokazała, w jak złym stanie jest nasze państwo. Nastrój oczekiwania na zmiany sprawił, że kolejne wybory wygrały dwie siły, które obiecywały gruntowną przebudowę państwa, czyli PiS i PO. Platforma mówiła wtedy jednym głosem z PiS, że trzeba zlikwidować korupcję i wszystko zmienić. Z czasem Donald Tusk z pogromcy Rywinlandu, na którego kreował się w 2005 r., stał się jego ojcem chrzestnym, tyle że przez sześć lat rządów pomnożył go, podnosząc do sześcianu.
- Spółki Skarbu Państwa służą tylko temu, by partia rządząca miała pulę synekur, którą może dowolnie dysponować na drodze osiągania celów politycznych?
- To żadna nowość i propagandyści tej władzy bardzo to podkreślają. Ale teraz te spółki są już wyłącznie po to tworzone. Nie ma ekonomicznego uzasadnienia, żeby KGHM miał ponad 50 spółek córek. Nie ma innego sensu w tym, żeby PKP były podzielone na ponad 50 spółek. To jest to, co Janusz Szpotański w "Towarzyszu Szmaciaku" nazwał dojeniem. I nikt już nie próbuje udowadniać, że jest inaczej.
- Na poziomie polityki samorządowej kartą przetargową w handlu politycznym może być choćby posada bibliotekarki w bibliotece publicznej. Może więc i my powinniśmy się przyzwyczaić i z tym pogodzić, zamiast nadal się oburzać?
- Nie możemy się do tego przyzwyczaić. We wszystkich krajach etatystycznych, gdzie rząd ma bardzo duży wpływ na gospodarkę, można zauważyć mechanizmy kolesiostwa, klientyzmu i nepotyzmu. Ale jest też kwestia rozmiarów. W pewnym momencie to się staje zabójcze dla państwa. Jeśli nie dokonamy jakiejś istotnej zmiany, to po prostu zginiemy i te zmiany wprowadzą inni. A to już będzie scenariusz mniej lub bardziej aksamitnego rozbioru.
Rafał Ziemkiewicz
Pisarz, publicysta