"Super Express": - Jak pan, jako współtwórca filmu "Anatomia upadku", ocenia produkcję National Geographic o katastrofie smoleńskiej.
Rafał Dzięciołowski: - Główną słabością tego filmu jest to, co producenci sami powiedzieli na konferencji prasowej. Przyznali, że opierali się na wspólnych elementach raportów rosyjskiej MAK i polskiej komisji Jerzego Millera. Ograniczyli się zatem do oficjalnej wersji katastrofy. Film odrzuca jednak to, co polski raport zarzuca stronie rosyjskiej, czyli np. winę smoleńskiej wieży. Zignorowano też fakty ustalone już po opublikowaniu obu raportów. To film nakreślony pod tezę, a nie dokument.
- Czego w takim razie zabrakło?
- Choćby ustaleń Instytutu Zena w Krakowie czy ekspertów zespołu Antoniego Macierewicza. To są niebagatelni naukowcy, którzy dysponują przecież poważnym sprzętem i wykonali odpowiednie symulacje. Film milczy też na temat ustaleń dziennikarzy "Rzeczpospolitej" o tym, że detektory wykryły obecność TNT na wraku samolotu. Film powiela najbardziej rażące nieprawdy z raportu Anodiny.
- Jakie?
- Choćby o tym, że generał Błasik mógł być w kabinie samolotu. I że obecność jego i ministra Mariusza Kazany była formą nacisku na załogę. Ta z kolei teza jest potrzebna do utrzymywania, że nie było współpracy pomiędzy kapitanem a resztą załogi. Ustalenia Instytutu Zena obaliły tezę, że generał Błasik odczytywał wysokościomierz baryczny. Nie ma więc żadnych przesłanek, żeby twierdzić, że był w kokpicie. Załoga współpracowała, był podział obowiązków. W gruzach legło kłamstwo, że wszyscy wypatrywali ziemi. Po drugie - kwestia trotylu każe wrócić do hipotezy wybuchu. W filmie ci, którzy wspominają o wybuchu, są przedstawiani jako wyznawcy spiskowej teorii dziejów.
- Czarne skrzynki nie odnotowały żadnego śladu wybuchu.
- Jest problem z czarnymi skrzynkami. Ich sterylność i wierność zapisu tych informacji można w racjonalny sposób podważyć albo conajmniej podać w wątpliwość. Minister Miller dwa razy jeździł do Moskwy po wiarygodne wersje kopii zapisów tych rejestratorów. Za pierwszym razem brakowało ostatnich 16 sekund, za drugim kopie były tak zaszumione, że nie można było ich odczytać.
- Zapis z czarnych skrzynek jest
niewiarygodny?
- Nie wiem. Powinniśmy jednak przyjąć, że czarne skrzynki mogą nie mówić nam prawdy. Eksperci z zespołu Antoniego Macierewicza twierdzą, że istnieje niezgodność pomiędzy zapisami rejestratorów. Nieprawdziwa jest również teza zawarta w filmie "Śmierć prezydenta" o świetnej współpracy Polaków i Rosjan w wyjaśnianiu przyczyn katastrofy. O tym mówią osoby, które na miejscu ją badały. Edmund Klich napisał w swojej książce wprost, że Rosjanie nie pozwolili mu wziąć udziału w oblocie urządzeń technicznych lotniska. To było przecież złamanie załącznika 13 do Konwencji Chicagowskiej, który miał być podstawą wspólnych działań.
- Film trwa tylko 45 minut. Wszyscy zgadzają się, że nie wnosi niczego nowego.
- Rozumiem, że można przeprowadzić skrótową syntezę tego, co się stało. Ale to nie dotyczy tego filmu, to nie jest synteza czy podsumowanie, to jest kłamstwo. Abstrahowanie od faktów, które ustalono po publikacji raportu Anodiny i Millera sprawia, że ten film stawia absolutnie fałszywe tezy, jest dziełem propagandy. Podobno pierwotnie miał nosić tytuł "Wykonując rozkazy".
- Telewizja publiczna ma pokazać oba filmy, "Śmierć prezydenta" i "Anatomię upadku"...
- Już dawno powinna się otworzyć na rzeczową dyskusję to tym, co się stało w Smoleńsku. Emisja obu filmów mogłaby być początkiem.
Rafał Dzięciołowski
Współautor filmu "Anatomia upadku"