"Super Express": - Tomasza Adamka dopingował pan, siedząc w pierwszym rzędzie. Nie boi się pan, że w wyborach oberwie jeszcze bardziej niż on?
Rafał Dutkiewicz: - Nie, gdyż Obywatele do Senatu będą reprezentowani w parlamencie z przyzwoitym wynikiem. Nie traktuję polityki jak narkotyku, którym się upajam. Polityka to narzędzie do osiągania określonego celu. By miasta i Polska były lepiej zarządzane.
- Ile osób chciałby pan wprowadzić do Senatu?
- W wyborach do Senatu można osiągnąć znakomity wynik, a przegrać jednym głosem. Zwycięzca jest tylko jeden. Dlatego w starciu z takimi gigantami, jak PO i PiS uważam, że sukcesem będzie wprowadzenie 7 senatorów, czyli stworzenie klubu. Z naszym udziałem Senat na pewno się zmieni.
- Na kogo liczy pan najbardziej?
- Bez wątpienia pewniakiem jest Tadeusz Ferenc. Jednym z faworytów jest prof. Tadeusz Luty, drugim - mój zastępca, wiceprezydent Wrocławia Jarosław Obremski. Sam nie startuję, więc wystawiam swojego najlepszego współpracownika. Mocnymi kandydatami są też prof. Marek Szczepański w okręgu tyskim bądź Marek Goliszewski. Co najmniej kilkanaście osób ma wyraźne szanse na zwycięstwo.
- Z pańskich wypowiedzi rysuje się obraz samorządowego ruchu oporu wobec premiera Tuska i ministra Rostowskiego.
- Nie, z tego wynika, że chcemy, by samorządy miały większą rolę w stanowieniu dobrego prawa. By nie podejmowano decyzji bez nas. Przecież ponad jedna trzecia publicznych pieniędzy jest w dyspozycji samorządów, a 90 proc. spraw obywateli załatwiają samorządy. Ich rola jest więc ogromna, a nie mają żadnego wpływu na regulacje prawne, według których funkcjonują. Rzeczywiście niektóre decyzje ministra Rostowskiego były katalizatorem powstania OdS. Gdyby nie akcja ministra ograniczająca wydatki samorządów, pewnie nie skrzyknęlibyśmy tak wielu prezydentów polskich miast.
- Donald Tusk i minister Rostowski przy narzuconych przez siebie ograniczeniach poradziliby sobie w zarządzaniu Wrocławiem?
- Nie wiem. Znam dobrze Donalda Tuska. To polityk dużej klasy i politycznej intuicji, potrafiący się w niej poruszać. Problem w tym, że doświadczeń zarządczych ich obu zupełnie nie znamy.
- Pomimo 4 lat rządów Tuska wciąż nie zna pan jego umiejętności zarządczych?
- Zaletą tego rządu są dwa aspekty: wyraźna poprawa wizerunku Polski za granicą i większa stabilność. To pierwszy premier, który kończy kadencję z dobrymi sondażami. Jednak jego polityka małych kroków Polsce nie służy. Za wolno modernizuje państwo.
- Pan jako premier podejmowałby decyzje szybciej?
- PO nie wykorzystała 5 minut związanych z dobrą sytuacją gospodarczą, pieniędzmi z Unii i poparciem społecznym. Cywilizacyjnie wciąż odstajemy od Zachodu i jeżeli nie chcemy pozostawać na peryferiach, to nie wystarczą małe kroki. Musimy wykonać skok.
- Co zrobiłby pan na miejscu premiera?
- Szybsza reforma finansów państwa. Postęp infrastrukturalny, czyli przyśpieszenie "w asfalcie i szynach". Uporządkowanie systemu edukacyjnego. Na żadną z tych rzeczy rząd PO się nie zdecydował.
- Gdyby dostał pan propozycję formowania rządu po wyborach, to...
- To wtedy bym na nią odpowiedział. Mogę sobie wyobrazić bycie premierem tylko w wypadku tworzenia jakiegoś rządu eksperckiego, w sytuacji kryzysu politycznego bądź ekonomicznego.
- Oba kryzysy mogą się zdarzyć.
- Upieram się, że nie doświadczamy teraz żadnej z tych sytuacji. Poczekajmy do 9 października.
- Czyli nie mówi pan: nie?
- Wszyscy wiemy, że polityka nie odbywa się w próżni. Nie chodzi o moje tak czy nie.
- Premier ustanowił w PO zasadę, że małżonkowie polityków nie powinni startować do parlamentu. Cieszy się pan, że Barbara Zdrojewska, żona ministra kultury, zostanie we Wrocławiu?
- Nie chciałbym, żeby moja żona startowała w wyborach. Choć wiem, że taki sprzeciw byłby krzywdzący wobec mojej żony. Polska jest też przesadnie zdominowana przez mężczyzn.
- W zarządzie naszego wydawnictwa na 7 osób jest 5 kobiet.
- I bardzo dobrze, ale generalnie problem jest poważny.
- Inny problem to rosnąca grupa Polaków zatrudnianych na stażach, umowach śmieciowych i niskich pensjach. Ma pan dla nich pomysł?
- Odpowiedzią na te problemy jest wzrost gospodarczy i tworzenie miejsc pracy. Pieniądze z opieki socjalnej biorą się m.in. z podatków z tych miejsc pracy. Wrocław to dobry przykład, ze spadkiem bezrobocia z 13 do 5 proc.
- Nie mówimy o bezrobotnych, ale o pracujących na kiepskich warunkach i za podłe pieniądze. To zarzewie buntu.
- To problem całej Europy. Na Zachodzie mamy zjawisko tzw. pokolenia 1000 euro. I muszę powtórzyć, że to kwestia wzrostu gospodarczego. Będzie więcej pieniędzy w gospodarce, będzie więcej miejsc pracy i wyższe pensje. Ludzie jako wspólnota muszą być otwarci i lepiej wyedukowani. Podkreślę jednak, że w normalnym społeczeństwie nie na wszystko można patrzeć pod kątem rynkowym. Musi więc być pewna grupa "wolnoduchów". Artyści reprezentujący dyscypliny "nieprodukcyjne" są nieodzowni. Do tego wysoki poziom edukacji...
- Właśnie - wysoki. Wielu młodych ludzi płaciło ciężkie pieniądze za różne wyższe uczelnie, które dały im bezwartościowe dyplomy. Państwo rozbudziło ich ambicje, a rynek odrzuca.
- Tych błędów było więcej, np. taki idiotyzm jak profilowane licea. Usiłowano zlikwidować technika, odłożono do lamusa zawodówki. Do tego wspomniane szkoły wyższe i gimnazja. Tych eksperymentów w edukacji było zdecydowanie za dużo.
- Wykłada pan recepty na problemy Polski. We Wrocławiu dotarł pan do sufitu. Większych sukcesów nie będzie. Kiedy sięgnie pan po więcej?
- Irena Szewińska przez lata była rekordzistką na 100 i 200 m. Dopiero pod koniec kariery zaczęła biegać na 400 m i do dziś jest rekordzistką Polski. Obywatele do Senatu chcą przekształcić Senat w izbę samorządową.
- Czy to nie za wąska oferta dla wyborców? Mogą się rozczarować.
- Dowiemy się po 9 października.
- Jako lider OdS patrzy pan na kraj nie tylko z perspektywy Wrocławia. Potrafi pan przyznać, że organizacja EURO 2012 w Gdańsku, Wrocławiu czy Poznaniu to mógł być błąd?
- To nie był błąd, to był konkurs...
- Błąd w tym sensie, że miasta te poradzą sobie i bez EURO 2012. Może dla Łodzi czy Chorzowa takie wsparcie dałoby lepszy efekt z punktu widzenia interesów kraju?
- Jestem skłonny zgodzić się z tym o tyle, że Polska powinna się pokusić o całościową politykę rozwoju. Rząd powinien wskazać, że skoro Wrocław bierze EURO 2012, to Lublin lub Białystok biorą inny istotny projekt. Nie ma takich planów na lata. To problem, bo Polska nie umie skutecznie zabiegać o różne przedsięwzięcia i rozdzielać ich pośród 10-12 miast. Są co prawda programy jak Polska Wschodnia...
- Niby są, ale rząd w ramach oszczędności najłatwiej rezygnuje z takich inwestycji, jak droga z Warszawy do Lublina. Może OdS powinien pomóc właśnie Polsce B?
- Potrzebny jest kompleksowy plan rozwoju kraju. Obecnie każdy minister może sobie dowolnie przesuwać planowane drogi, bo ich i tak nie ma. Te 12 miast, które stałyby się centrami rozwoju, musi być połączonych w sieć. Bez tego nie będzie rozwoju całej Polski. Metropolizacja się opłaci, bo lokomotywy podciągną resztę.
- Żałuje pan, że Anna Kalata nie będzie lokomotywą OdS w wyborach do Senatu?
- Żałuję. Ona się naprawdę zna na tej materii, którą się zajmowała. Której materii? Zajmowała się piosenką, fitnessem, Bollywood, makijażem... Mówię oczywiście o sprawach socjalnych i rynku pracy. Widziałbym ją w debacie z minister Fedak i uważam, że merytorycznie wyszłaby z niej zwycięsko. Ma też wystarczające kompetencje w zarządzaniu.
- Tomasz Misiak też ma te umiejętności? Premier Tusk robił wiele, by się go pozbyć z PO...
- Donald Tusk przez pewien czas generalnie był radykalny w usuwaniu różnych osób z PO. Późnej nieco złagodniał. Senator Misiak odszedł z PO sam i w jego przypadku nie nastąpiło naruszenie norm prawnych ani etycznych.
- Politycy PO podkreślają, że nie było też afery hazardowej, a politycy z SLD, że nie było afery Rywina.
- Jako logik z wykształcenia sygnalizuję, że to bardzo sprytny chwyt retoryczny sugerujący, że senator Misiak w czymś zawinił. Ale win Misiaka nie widzę.
Rafał Dutkiewicz
Prezydent Wrocławia, lider ruchu Obywatele do Senatu