Dr Rafał Chwedoruk

i

Autor: AKPA, EAST NEWS/ FOTOMONTAŻ

Rafał Chwedoruk: Związki partnerskie - jeden z wielu tematów zastępczych

2013-01-29 3:00

Politycy mają poczucie bezkarności - mówi dr Rafał Chwedoruk.

Super Express: - Dlaczego polska klasa polityczna nie ma klasy i przyznaje sobie nagrody po 50 tysięcy złotych?

Dr hab. Rafał Chwedoruk: - Jesteśmy społeczeństwem biednym, w nikłym stopniu zainteresowanym życiem publicznym...

- Kiedy napisaliśmy, że marszałek Kopacz przyznała wicemarszałkom pieniądze, a wicemarszałkowie zrewanżowali się, przyznając pieniądze jej, to społeczeństwo przestało być na kilka dni biedne...

- "Mądry Polak po szkodzie" (śmiech). Gdybyśmy jako społeczeństwo interesowali się tym, to media dowiedziałyby się o premiach od zrewoltowanych obywateli już kilka miesięcy temu. Polityk w Polsce ma poczucie pewnej bezkarności. Zwłaszcza jeśli pełni poważne funkcje.

- Co powinniśmy powiedzieć obywatelom? Musicie być aktywniejsi? Iść pod Sejm z transparentami?

- Przy nowej ustawie o zgromadzeniach publicznych raczej przestrzegałbym przed pójściem pod Sejm (śmiech). A mówiąc poważnie, należy po prostu monitorować polityków. Szukać o nich informacji. Zauważmy, że nawet banalne spotkania z politykami w kampanii wyborczej często mają żenującą nisko frekwencję. Z reguły są to etatowi działacze partii. Traktujmy politykę serio. Źródłem wszystkiego jest pewna depolityzacja społeczeństw. Utrata wiary, że poprzez demokratyczną politykę, wybory i inne formy partycypacji bylibyśmy w stanie coś zmienić.

- Czyli demokracja popadła w marazm. Straszne!

- Tak, jest to straszne, ale to problem globalny. Tym, co podważyło rolę polityków, były rynki. Jak się zaczyna kryzys, to każdy polityk mówi, że on nic nie może, bo rynki światowe itd. Zauważmy, że bardzo poważne partie polityczne, chociażby niemiecka SPD, otwarcie mówią o potrzebie przywrócenia roli polityce. To tak naprawdę apel o to, by ratować demokrację.

- Jak to się stało, że jednego dnia Ewa Kopacz mówi, że te nagrody zostały przyznane zgodnie z prawem i procedurami, a następnego dnia: "Dziękuję za zwrócenie uwagi, może nasza wrażliwość w tym budynku niekiedy jest troszkę mniej wyostrzona". I zapowiada oddanie nagrody. Rozmowa z premierem tak podziałała?

- Być może. Natomiast nie ulega wątpliwości, że na pewno rozmówcami byli specjaliści od PR-u, zaplecze, którym dysponuje każda partia.

- Czyli słynny Igor? (śmiech)

- Być może (śmiech). Natomiast należy się owemu dżentelmenowi, a być może komuś innemu, nagana. Ponieważ do takich sytuacji polityk powinien być przygotowany a priori. A nie w tak karykaturalny sposób zmieniać zdanie. Polska polityka się sprofesjonalizowała, ale jeszcze dużo jej brakuje.

- Jaki jest wzorzec demokracji, do jakiego powinniśmy dążyć?

- Gdybym miał szukać ideału, to państwa nordyckie. Tam demokracje opierają się na pogłębionej partycypacji obywateli. Obywatelstwo polega na czynnym udziale w życiu publicznym, członkostwie w stowarzyszeniach. Zauważmy także, że sukcesy ekonomiczne tamtych państw, wzrost dobrobytu, zwłaszcza w okresie od lat 30. do lat 70., był związany z demokracją i powszechnym uczestnictwem. To nie była demokracja, która rozwijała się przez elity, jak np. we Francji. I nie jest przypadkiem, że te państwa sobie dobrze radzą w dobie globalizacji.

- Co pan sądzi o ustawie o związkach partnerskich?

- Myślę, że obok matki Madzi, picia herbaty Marka Siwca z Januszem Palikotem, migracji jednego posła z SP do PSL, to jedna z najważniejszych informacji dla Rzeczypospolitej. Z niecierpliwością czekam na reakcję rynków światowych (śmiech).

- Gruba ironia (śmiech). Temat zastępczy?

- Oczywiście, jeden z wielu.

- To nad jakimi ustawami politycy powinni się przychylać?

- Jak głosili niegdysiejsze hasło: "po pierwsze gospodarka". To jest coś, co powinno mobilizować polityków.

- W piątek doszło do małego buntu w Platformie w sprawie związków partnerskich. Co się dzieje w PO?

- Ponad połowa wyborców PO to wyborcy liberalni kulturowo. Istotny procent elektoratu tej partii to jednak wyborcy konserwatywni kulturowo. Pamiętajmy także o w miarę pozytywnych relacjach PO z episkopatem.

- Czyli nic się Platformie nie stanie?

- Dzięki temu dwie odrębne grupy elektoratu zostały zmobilizowane i będą trwały przy PO, ponieważ każdy z nich znajdzie coś dla siebie. Nie ma możliwości, by w Polsce zbudować na trwałe olbrzymią partię polityczną, która by swoją tożsamość opierała na kwestiach kulturowych.

- Co by pan mógł poradzić Jarosławowi Kaczyńskiemu, żeby wygrał wybory?

- Po pierwsze, Kaczyński musi mieć nadzieję na niską frekwencję. Dlatego, że wyborcy PiS, którzy nigdy nie są większością, są wierni swojej partii. Stopień ich utożsamienia się z PiS jest dużo większy niż wyborców innych partii.

- Kolejne elementy?

- PiS musi zdawać sobie sprawę, że perspektywy samodzielnych rządów, w stylu Orbana na Węgrzech, w polskich realiach są mało prawdopodobne. Czyli partia musi patrzeć przyszłościowo i zastanawiać się, gdzie szukać sojusznika.

- A z kim mogą stworzyć sojusz?

- Możliwości teoretyczne są, to jest np. PSL. Zauważmy, że wyborcy PiS i PSL są bardzo podobni. Druga możliwość to nadzieja na trwalsze tąpnięcie w Platformie. To najmniej realna z możliwości. I nie tyle odejście mitycznych konserwatystów z PO, co raczej podział wedle osi Tusk - Schetyna. Nie byłby podziałem ideowym, ale mógłby zniszczyć Platformę jako stabilną partię. No i wreszcie scenariusz sojuszu najbardziej konserwatywnej partii z partią lewicową. Paradoksalnie są to najtrwalsze sojusze, które przynoszą rządzącym często bardzo duże profity.

- Czyli mamy trzy proste metody. A jak pan sądzi, jakie są szanse na zwycięstwo PiS w kolejnych wyborach?

- Myślę, że przy niskiej frekwencji zdarzyć się może wszystko.

- A Jarosław Kaczyński ciąży PiS-owi czy nie?

- Bez Jarosława Kaczyńskiego ta partia prawdopodobnie przestałaby istnieć. Wyborcy PiS, choćby ze względu na ich strukturę demograficzną, pamiętają, co się działo w latach 90. Wyborca konserwatywny jest wyczulony na emocje, symbole i patos, a tych jest bardzo dużo przy Kaczyńskim. I myślę, że w tym kontekście problemem PiS jest to, że nie przygotowano żadnego mechanizmu sukcesji w tej partii.

- A może my nic o tym nie wiemy?

- To znaczy, że nie przygotowano.

- Był delfin, ale go przegoniono (śmiech). Mówię o Ziobrze.

- Myślę, że ów delfin za bardzo uwierzył w miraże, które przed nim roztaczali politycy konkurencyjnej partii. Dość naiwnie uwierzył sondażom dotyczącym jego osoby. I chyba przegrał największą szansę w swoim życiu. W naturalny sposób on musiałby być wymieniany na czele rankingu następców Kaczyńskiego. Szef PiS musi nieco ewolucyjnie zmieniać swoją partię. Jesienna lekcja, którą wszyscy dostrzegli, kiedy PiS zaczął się koncentrować na problemach państwa, gospodarki, polityki społecznej, dyskretnie przypominając o swoim konserwatywnym obliczu, przyniosła profity widoczne w sondażach. Otworzyła też PiS na ludzi często spoza tej partii. Natomiast podjęcie rękawicy w wielu sprawach podsuwanych przez PO kończy się dla PiS stagnacją na poziomie poprzednich wyborów.

None

Nasi Partnerzy polecają