Pierwszemu wręcza zegar ścienny z termometrem, drugiemu brelok, trzeciemu nic nie wręcza, bo z sufitu rozpadającego się dworca coś akurat turyście spadało na głowę. A jak wiadomo, leżącemu niewygodnie się wręcza...
W relacji telewizyjnej ten fragment się wytnie. I oto fala kibiców wylewa się z dworca i wsiada w czekające już z zapuszczonymi silnikami transportery opancerzone oraz lekkie wozy terenowe. Nie, nie, w Warszawie nie ma żadnej wojny, a władza akurat nie bije kupców. W Warszawie drogi są takie, jak w całym kraju, a kibice zagraniczni muszą jeździć odpowiednimi do dróg pojazdami. I podziwiają już zagraniczni kibice nasz kraj. Wiedzą, że to dla ich rozrywki rozorano specjalnie nawierzchnię na mostach i w tunelach. Że dla ich uciechy wielopasmowe autostrady między polskimi miastami zasypano i teraz wąskimi uliczkami kręcić się trzeba przez kilkaset kilometrów. Kto im powie prawdę? Minister Grabarczyk, który zamiast budować drogi, mózg sobie obciąża zakupem 300 nożyków do otwierania listów i 1 tysiącem breloków w kształcie kierownicy? "Super Express" informuje dziś o tym na stronie 6.