"Super Express": - Posłanka Joanna Schmidt i poseł Ryszard Petru zdenerwowali się tekstem o hotelach i miejscach, do których latali i gdzie się zatrzymywali. I chcą nas podać do sądu. Za co?
Paweł Rabiej: - Rozumiem, że tekst sugerował im wykorzystywanie bycia posłem, czyli limitu hotelowego i możliwości przemieszczania się, do celów prywatnych. Co jest nieprawdą. Po przejrzeniu tych wyjazdów odpowiadaliśmy mediom, że wszystkie te wyjazdy były służbowe.
- A to jest ostateczna wersja?
- To jedyna wersja.
- W przypadku wylotu tej samej pary na Maderę wersja oficjalna mówiła, że polecieli na z góry zaplanowane spotkania służbowe. I w międzyczasie jakoś tak dziwnie się stało, że wracali już z wylotu prywatnego. Nic dziwnego, że sami posłowie Nowoczesnej się pogubili...
- Wyjazdy, o których informują obecnie media, nie były wyjazdami prywatnymi. Jeżeli chodzi o tę konfuzję z początku roku... To pokazuje, że powinno się być precyzyjnym i jeżeli nie wie się, gdzie przewodniczący jest, to nie powinno się o tym mówić.
- Posłanka Katarzyna Lubnauer jest akurat jedną z tych osób, które są najlepiej poinformowane.
- Jak widać, nikt nie jest poinformowany o wszystkim. W takich sytuacjach lepiej mówić tylko to, co się wie na pewno, i nie spekulować. Teraz mówimy o wyjazdach prywatnych.
- W tekście nie ma ani słowa o tym, że były to wyjazdy prywatne. Pańskim zdaniem nie da się połączyć wyjazdu służbowego z prywatnym? Bo ja jestem w stanie sobie to technicznie wyobrazić.
- Wszystkie te wyjazdy były związane z pełnieniem mandatu posła. A to, co ktoś sobie do tego dopowiada, to już inna sprawa. Stawianie zarzutu nadużycia stanowiska posła do prywaty jest nieuprawnione.
- W tekście cytujemy Ryszarda Petru, który mówi, że "wszystkie wyjazdy były służbowe".
- Nie wiem jeszcze, co w tych pozwach się znajdzie, ale sugerowanie wyjazdów prywatnych w ramach pełnienia mandatu posła było niesprawiedliwe.
- Pani Schmidt i pan Petru mają za złe bardziej to, o czym pan mówi, czy raczej sugerowanie, jak to się mówi, że "mają się ku sobie"?
- To już jest pytanie do pana Petru i pani Schmidt. Nie chcę komentować osobistych relacji posłów.
- Kiedy ujawnił pan swoje preferencje seksualne, Ryszard Petru się nie powstrzymał i powiedział, że nie powinien się pan z tym "obnosić". W kwestiach męsko-damskich wydaje się też trochę taki pensjonarski... Może wbrew nazwie partii on nie jest taki nowoczesny, ale bardziej zaściankowy i drobnomieszczański?
- Myślę, że na ten temat musi pan porozmawiać już z samym Ryszardem Petru. Nie wątpię, że będzie to ciekawa rozmowa. Co do tej konkretnej sprawy, to musimy pamiętać, że pewne przeczulenie wynika też z tego, że dementowanie różnych fake newsów jest bardzo uciążliwe. Ostatnio pojawiła się ta fałszywka, że jako opozycja mieliśmy wysmażyć list do Brukseli z prośbą niemal o wysłanie tu wojsk! Sprostowanie tej totalnej bzdury zajęło nam tyle czasu...
- News o wyjazdach posłanki Schmidt i posła Petru nazwałbym nie fake newsem, ale raczej love newsem.
- Upieram się, że w przypadku sugestii o nadużywaniu stanowiska posła powinno się to prostować. Oczywiście jako politycy popełniamy też jakieś błędy emocjonalne. Czasami powiemy o jedno-dwa słowa za dużo, ale staramy się trzymać rzeczywistości.
- Posłanka Schmidt i poseł Petru piszą, że jeżeli teksty będą się powtarzały, to zwrócą się do prokuratury. Czy dobrze rozumie m, że chodzi o tę samą "pisowską prokuraturę", która "jest ręcznie sterowana przez Ziobrę"? Jak to jest z tą prokuraturą?!
- Też czuję, że to jest trochę paradoksalna sytuacja. I mam dysonans poznawczy także wtedy, kiedy kierujemy do prokuratury choćby wniosek o zbadanie legalności budżetu. Mamy jednak takie, a nie inne narzędzia i musimy z nich korzystać.
- Słyszał pan takie powiedzenie, że polityk idący na wojnę z mediami jest już politykiem przegranym? A co dopiero polityk, który jeszcze niedawno paradował po Sejmie z kartką "#WolneMedia"?!
- Nie chciałbym, żeby państwo odbierali to jako walkę z mediami. Traktowałbym to jako pilnowanie pewnej rzetelności informacyjnej. Posłowie naprawdę ciężko pracują, a nasz klub jest stosunkowo niewielki i po ludzku należałoby walczyć o pokazywanie nas we właściwym świetle.
- Długo tego nie pamiętałem, ale po tych groźbach posła Petru i posłanki Schmidt...
- Nie groźbach...
- Niech będzie, że po zwróceniu uwagi, że zajmą się nami prokuratura i sąd, przypomniało mi się, że posłowie Nowoczesnej mają niezłe doświadczenie w zamykaniu dziennikarzy w więzieniu.
- To znaczy?
- W wyniku działalności Piotra Misiły, dziś posła Nowoczesnej, oczywiście oficjalnie kochającego "#WolneMedia" itd., za kratki trafił w 2004 roku lokalny dziennikarz Andrzej Marek. Protestowali przeciwko temu dziennikarze, a Europejski Trybunał Praw Człowieka przyznał mu zadośćuczynienie za to, jak go potraktowano w Polsce.
- Nie chcę się wypowiadać za pana Misiłę, bo o ile pamiętam, sam to tłumaczył i wyrażał ubolewanie, że do tego doszło. Dzisiejsza sprawa dotyczy sprostowania konkretnej informacji i nieprzesadzania ze stawianiem pewnych tez, które nie dadzą się obronić. I tak, po to są media i po to walczyliśmy o ich obecność w Sejmie, by kontrola społeczna nie dotyczyła tylko PiS, ale także Nowoczesnej.
Zobacz także: Mirosław Skowron: A co, kiedy zabraknie Weissa i Tendery?