Marek Król: Pyta, nie pyta

2012-02-06 3:00

Kto pyta, nie jest Polakiem. Takim spostrzeżeniem na początku lat 90. podzielił się ze mną w Waszyngtonie pewien amerykański wykładowca. W tamtych czasach po upadku komunizmu tysiące dziennikarzy, naukowców, polityków z demoludów przyjeżdżało na różne konferencje i szkolenia do USA. Każdorazowo po wystąpieniu jakiegoś wykładowcy słuchacze zasypywali go pytaniami.

Polacy wyróżniali się tym, że pytań nie zadawali. Znajomemu Amerykaninowi tłumaczyłem, że zachowanie moich rodaków to wynik wieloletniej tresury w PRL-u. Ten, kto zadawał zwłaszcza trudne pytania, mógł się narazić władzy i czekały go kłopoty. I tak pozostało do dzisiaj w III RPRL. Niestety, amerykańska zaraza zadawania pytań dotarła do Polski, niszcząc spokój autorytetów oralnych i salonowych dziennikarzy. Coraz więcej osób chce z Polski zrobić Amerykę, zadając trudne pytania, choć wszystko jest wyjaśnione. Przyczyny katastrofy smoleńskiej zna nawet Bronisław Komorowski. W rozmowie z niepytającą jak zwykle Moniką Olejnik prezydent dziwi się, że ktoś może mieć jeszcze wątpliwości i pytać. Przyczyną katastrofy było lądowanie we mgle - orzeka prezydent. Proste jak konstrukcja cepa z drzewa czereśniowego rosnącego w kampanii wyborczej Komorowskiego.

To, że piloci tupolewa nie chcieli lądować, co potwierdził odczyt rozmów w kokpicie, to nie ma żadnego znaczenia. Moscovia locuta, causa finita. Pytań o katastrofę smoleńską coraz więcej niż odpowiedzi, które głowa państwa może zmieścić w głowie. To po co pytać i stać się nieodpowiedzialnym, a co gorsza niedojrzałym dziennikarzem? Dojrzały redaktor broni raportu Anodiny-Millera, a Kopacz smoleński wyznacza mu normy konstruktywnego kłamstwa. Notabene społeczeństwo powinno wysyłać marszałek Kopacz smoleński łopaty w dowód uznania jej wysiłków. Nawet wyszedł mi limeryk: rodaku, wyślij łopatę, by Kopacz miała zapłatę. Niestety, Wisławą Szymborską nie będę, bo limeryk jest politycznie niesłuszny, jak pytanie znajomego z Facebooka, Krzysztofa J. Kokowicza: "Czy jesteście w stanie wyobrazić sobie, że jakiś utalentowany poeta, który sławił Hitlera w czasach Auschwitz, mógłby uniknąć denazyfikacji, otrzymać najwyższe odznaczenie państwowe RFN, wypowiadać się jako "dyżurny autorytet moralny" i wreszcie zostać uhonorowany Literacką Nagrodą Nobla?"

Podzielam brak wyobraźni Kokowicza i wątpliwości Jastrzębowskiego ("Szymborska hańba i chwała") oraz Płużańskiego ("Ukąszeni"). Czy można pytać o Nagrodę Nobla dla innych, jak choćby J.P. Sartre'a, tego, który orzekł, że najbardziej wolny czuł się w czasie okupacji hitlerowskiej w Paryżu? Sartre'a, który do 1953 roku brał pieniądze od KGB. Był tak pożytecznym idiotą, że słynny referat Chruszczowa ujawniający zbrodnie stalinizmu uznał za szkodliwy dla idei komunizmu. Sartre w końcu nie odebrał w 1964 r. Literackiej Nagrody Nobla. I było to najlepsze, co mógł zrobić.

Nadwiślańskie postępaki nigdy by nie wybaczyły takiego czynu Szymborskiej, która zresztą zawsze dryfowała w głównym nurcie jak większość tzw. autorytetów. A więc po cóż pytać o przeszłość, skoro odpowiedź może wywołać torsje? Po co pytać o przyczyny katastrofy smoleńskiej, skoro odpowiedź może wywołać niepokój społeczny, a nawet rusofobię? Dajmy spokój, pyta, nie pyta i "morda w Kublik"- jak mawiał Maciej Rybiński.