Artur Dziambor odnosi się także do sytuacji gospodarczej Polski. – To co zrobił Jarosław Kaczyński i rząd Morawieckiego, to naprawdę jest coś, co należy szanować jeśli chodzi o mistrzostwo zła - mówi.
Kamila Biedrzycka: Prezes NBP zmienia retorykę ws. inflacji. Najpierw mówił, że będzie spadać, teraz, że „nie jest przejściowa”...
Artur Dziambor: ...to miło z jego strony. Ale ja z mediów rządowych cały czas słyszę, że gospodarka radzi sobie fenomenalnie. Tylko że ta średnia inflacja w porównaniu z inflacją odczuwalną to są dwie odległe rzeczy. Jak pani porówna obecne ceny usług z cenami z zeszłego roku, to to jest kosmos. Mój mechanik samochodowy miał stawkę godzinową 60 zł, teraz ma 100. To jest realna inflacja. I to nie jest 6 proc.
- Ma pan obawę, że rząd i NBP – mimo to – zdecydują się na dodrukowywanie pieniędzy?
- Ależ oczywiście! Pytanie czy PiS dalej będzie utrzymywało wysokie poparcie. Będzie rządzić tak długo, jak ludzie nie zrozumieją, że to, że dostają pieniądze „z nieba” sprawi, że za chwilę będziemy płacić za chleb 10 zł.
- I że to, co dostają, rozpływa się w powietrzu.
- Tak. Elektorat PiS cały czas tego nie rozumie. My próbujemy tłumaczyć.
- Ale ludzie mówią: „ten rząd daje, a inny nie dawał”.
- Największym sukcesem diabła jest to, że przekonał niektórych, że nie istnieje. I rzeczywiście – to co zrobił Jarosław Kaczyński i rząd Morawieckiego, to naprawdę jest coś, co należy szanować jeśli chodzi o mistrzostwo zła. Ale to, że wmówili biednym ludziom, że im pomagają rozdając im pieniądze, które i tak to później odbierają w postaci gigantycznego obciążenia podatkowego i inflacji, to czegoś takiego żaden rząd wcześniej jeszcze nie zrobił.
- Wraca temat przedterminowych wyborów, bo podobno współpracownicy premiera przygotowali analizę, która sugeruje, że będą opłacalne, bo sytuacja gospodarcza w czasie kampanii 2023 r. będzie bardzo trudna.
- A sygnałem przeciwnym jest to, że PiS wprowadza kolejne obostrzenia, blokady i bardzo boleśnie uderza w ludzi.
- A co ma zrobić skoro umiera ponad pół tysiąca ludzi dziennie?
- Leczyć ludzi.
- Leczyć? Przecież ludziom z ciężkimi chorobami onkologicznymi odwołuje się operacje, bo nie ma miejsc w szpitalach.
- Wszystkie błędy popełnione przez ostatnie dwie dekady są błędami, których nie da się poprawić w rok. Jak rozmawiam z zaprzyjaźnionymi lekarzami, to mówią, nie ma nikogo, kto miałby dobre rozwiązanie, bo po prostu brakuje lekarzy.
- Po co leczyć, skoro można się zaszczepić?
- Można się zaszczepić, a później i tak zachorować.
- Ale przebieg choroby jest łagodniejszy. Ponad 90 proc. pacjentów w szpitalach to obecnie osoby niezaszczepione. Nie ma pan poczucia, że przez tę swoją retorykę są państwo współodpowiedzialni za tę sytuację?
- Absolutnie nie. Każdy człowiek jest wolny. Nikomu niczego na temat szczepień nie mówimy. Nigdy nie mówiliśmy, że ludzie nie mają się szczepić. Ale rząd nie ma prawa zmuszać obywateli do szczepienia się.
- Powie pan swoim wyborcom: kochani, zaszczepcie się?
- Ja zawsze mówię: idźcie do lekarza. Nie słuchajcie polityków, lekarzy, aktorek czy piosenkarek, tylko idźcie do lekarza. Bo lekarz to jest człowiek, który ma pojęcie o naszym zdrowiu. Naszym nadrzędnym celem powinno teraz być masowe przyjmowanie młodych ludzi na studia medyczne.
- Tylko to nie rozwiąże bieżącej sytuacji.
- W kwietniu ubiegłego roku mówiłem w Sejmie, że jeśli zdecydujemy się na system szpitali jednoimiennych, to się to skończy tym, że będziemy mieli epidemię umierających na raka. Niestety moje słowa okazały się, w bardzo przykry sposób, prorocze (…) dwa tygodnie temu słyszeliśmy od ministra zdrowia, że obostrzenia i lockdowny nie działają, więc to, że dzisiaj je wprowadza jest fascynujące.
- Czyli wszystko otworzyć?
- Otworzyć wszystko, budować naturalną odporność, pozwolić ludziom żyć.
- A innym umierać. Ci, którzy się nie zaszczepią przecież ponoszą takie ryzyko.
- Mogą się szczepić. Przecież statystycznie te szczepionki pomagają w zdecydowanej większości przypadków. Więc jeśli pomagają, to szczepcie się.
Rozmawiała Kamila Biedrzycka