Przyjaciel Pawła Adamowicza dla SE: Stworzono atmosferę przyzwolenia na taki czyn

2019-01-14 15:15

To, co dzieje się w Polsce, poziom emocji politycznych, agresja słowna i jak się okazuje, niestety, także fizyczna pokazuje, jak chorą sytuację mamy w naszym kraju - mówi Antoni Pawlak, przyjaciel Pawła Adamowicza i wieloletni rzecznik prasowy zmarłego tragicznie prezydenta Gdańska.

Adamowicz

i

Autor: Wojciech Strozyk/REPORTER/ East News

„Super Express”: – Od niedzielnego wieczoru wszyscy zastanawiamy się, czemu musiało dojść do tragedii w Gdańsku. Pan potrafi zrozumieć, dlaczego pański przyjaciel Paweł Adamowicz został śmiertelnie ugodzony przez nożownika w czasie koncertu Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy?
Antoni Pawlak: – Nawet jeśli prawdą jest to, co pojawia się w mediach – że człowiek, który zaatakował Pawła Adamowicza, jest niespełna rozumu, jest chory psychicznie, nie zmienia to faktu, że wieloletnia nagonka na niego, zwłaszcza w mediach prorządowych, dała swój dramatyczny rezultat.
– Myśli pan, że to wystarczyło?
– Nie mam co do tego wątpliwości. Liczne nienawistne materiały, które na temat Adamowicza się pojawiały, stworzyły atmosferę przyzwolenia na taki czyn. Przykro mi to mówić, ale tak jest. To, co dzieje się w Polsce, poziom emocji politycznych, agresja słowna i jak się okazuje, niestety, także fizyczna pokazuje, jak chorą sytuację mamy w naszym kraju. Słuchając tego, co niektóre media mówią i piszą o politykach, niezwykle trudno jest zachować równowagę i rozsądek. Trudno trzymać się zasad, które wszystkich nas powinny obowiązywać. W tym wszystkim znajduje się człowiek, który gotowy jest rzucić się z nożem na polityka.
– Dlatego też od niedzieli wielu wzywa do opamiętania, do nieeskalowania złych emocji. To nawet budujące, że zwyczajowa atmosfera politycznej wojny, w obliczu dramatycznych wydarzeń z Gdańska, ustępuje miejsca głosom rozsądku. I nikt rozsądny spirali nienawiści nie nakręca.
– Oprócz posłanki Krystyny Pawłowicz z jej okropnymi wpisami w portalach społecznościowych… Widziałem też, że w internecie pojawiają się apele o zbiórkę pieniędzy na adwokata dla tego delikwenta. Z przerażeniem czytam wpisy ludzi, że należało się Pawłowi Adamowiczowi. Przecież to jakiś obłęd! Przypomina mi to wszystko sytuację, gdy zmarł prof. Bronisław Geremek. Na jego pogrzebie pojawili się ludzie z transparentami „Dziękujemy ci Boże, że go od nas zabrałeś”. Wywołało to we mnie kompletny szok, bo nie spodziewałem się, że taki sposób myślenia jest w ogóle możliwy. Okazało się – i niestety okazuje – że jest.
– Internet, niestety, dał takim głosom miejsce w przestrzeni publicznej. Kiedyś ludzie złorzeczyli światu w zaciszach domów, we własnym towarzystwie. Dziś mają portale społecznościowe, komentarze, w których mogą publicznie i pozornie anonimowo przelewać swoje frustracje.
– Niestety, sprawiło to, że poglądy skrajne stały się przez to akceptowalne. Ale przecież nie tylko mowa nienawiści w internecie zbiera swoje ponure żniwo. W połowie 2017 r. narodowcy z Młodzieży Wszechpolskiej wystawili Pawłowi Adamowiczowi i kilku innym prezydentom miast „polityczne akty zgonu”. I co? I prokuratura umorzyła w tej sprawie śledztwo.
– Zresztą ledwie kilka dni temu.
– Właśnie. Tym umorzeniem stwierdziła, że to jest w porządku. Że tak można. Że w zasadzie nic się nie stało. To głos państwa, które mówi narodowcom i innym radykałom: „Tak, drogie misie, dalej idźcie tą drogą”. A przecież to jawny skandal! Nie może być przyzwolenia na takie działania, bo pobłażanie im tylko ośmiela takich ludzi jak ten, który zaatakował Pawła Adamowicza.
– Takie tragedie powinny prowadzić do refleksji. I zdaje się, że ona na razie trwa wśród polityków i komentatorów. Myśli pan, że coś po tym ataku na prezydenta Adamowicza się zmieni w Polsce?
– Niestety, nie jestem optymistą. Pamiętam doskonale, jak wyglądała Polska po śmierci Jana Pawła II i to, jak wiele osób zapowiadało, że będzie ona tym punktem, który wszystko zmieni na lepsze. Ta atmosfera pojednania trwała ledwie kilka dni. Podobnie było zresztą po 10 kwietnia 2010 r. W atmosferze zadumy i pojednania wytrwaliśmy równie niedługo. I po każdym takim wydarzeniu sytuacja zamiast się uspokoić, tylko się zaostrzała. Dziś jesteśmy w momencie, kiedy emocje są zbyt rozbuchane, żeby nawet tak dramatyczne wydarzenie miało doprowadzić do opamiętania.
– Te emocje nie ulegną wyciszeniu?
– Nie wiem, jak mogłyby być wyciszone. Obawiam się, że to jest po prostu niemożliwe.
Rozmawiał Tomasz Walczak

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki