Obserwując Prawo i Sprawiedliwość nie umiem uwolnić się od myśli, że więcej jest tam polityków zadowolonych z tego, że udały im się już dwie kadencje niż takich, którzy myślą co zrobić (i jakich błędów unikać) żeby udała się kadencja trzecia. Tłuką się między sobą o jakieś duperele, interesujące może kilka procent wyborców. Walczą o parytety i podział funkcji na poziomie zastępcy pionka. A w tym czasie…
Hm, właśnie ratuje ich to, że niewiele. To już politologiczny truizm, ale od dłuższego czasu największym atutem PiS jest Platforma Obywatelska. Nie tylko prezentuje ona słabość na niemal każdym odcinku, ale nie dostrzega błędów, które zapewniły jej kilka wyborczych porażek. Bartosz Arłukowicz, jak rozumiem z pochwał, jeden z tytanów strategii wyborczych PO stwierdził dziś w „Super Raporcie” (zapraszamy na se.pl), że błędem jest siadanie do jakichkolwiek rozmów z PiS. Tyle zrozumiał z wtopy, jaką zanotowała jego partia przy sprawie podwyżek dla polityków.
Zanosi się na to, że opozycja, a przynajmniej jej duża część, wraca na tory „totalności” i o nigdy o niczym z władzą rozmawiała nie będzie. I od tego na pewno jej urośnie. Powodzenia.
„Tłustymi kotami” zwykło się nazywać zdegenerowanych zbyt długim piastowaniem stanowisk ludzi u władzy. Tymczasem w Polsce mamy tłuste koty w dobrze odkarmionej opozycji. Nie widzę w Platformie głodu władzy i zapału do realizowania jakiegoś pomysłu na Polskę. Może problem polega na tym, że nie widzę u nich jakiegokolwiek głodu w ogóle?
Może nie powinno mnie to dziwić? Platforma to ludzie, którzy od kilkunastu lub kilkudziesięciu lat żyją z pieniędzy podatników. Dobre zakorzenienie w budżecie państwa (chyba ok. 20 mln zł rocznie) i jeszcze lepsze w wielu samorządach pozwala na dość luksusową wegetację. A skoro jest luksusowo i dostatnio, to nie ma aż takiej presji, by cokolwiek zmieniać…