„Super Express: - Powoli milkną echa po proteście służb mundurowych, który odbył się 2 października w Warszawie. Nie znika jednak problem dotyczący kwestii, w związku z którymi na ulicę wyszli przedstawiciele m.in. straży pożarnej, której jest pan reprezentantem. Dlaczego zdecydowaliście się wesprzeć tę inicjatywę?
Krzysztof Oleksak: - Manifestacja jest wynikiem tego, iż nie udało nam się porozumieć z MSWiA co do postulatów, z którymi zwróciliśmy się do rządu w marcu tego roku. Ubolewam nad tym, ponieważ szansę na to, aby dojść do konsensusu były i są nadal duże.
- Minister złożył wam pewną propozycję, która nie spotkała się jednak z aprobatą środowiska?
- Owszem. Nasi członkowie stwierdzili, że propozycja pana ministra nie jest na tyle satysfakcjonująca, aby upoważnić mnie do podpisania porozumienia. Jako szefowie Federacji ZZSM jesteśmy obowiązani, aby słuchać głosu naszych ludzi, więc naturalną rzeczą było to, że nie mogliśmy przyjąć propozycji MSWiA.
- Bardzo często słychać głosy, że w państwowych firmach zarabia się kokosy. Proszę zatem powiedzieć jak wygląda standardowa pensja młodego strażaka? Czy rzeczywiście są to kokosy?
- W momencie, gdy 3 lata temu wprowadzano ustawę modernizacyjną wydawało nam się, że pieniądze, które zostały wówczas przewidziane na straż są w miarę przyzwoite. Niestety, ale płace na rynku diametralnie się zmieniły. Uposażenia strażaków którzy pracują na pierwszej linii są niskie.
- Mówiąc o pierwszej linii ma pan na myśli tych strażaków, którzy jadą do akcji?
- Tak. Ich uposażenie wynosi poniżej 3 tys. złotych i nie jest w żadnym stopniu atrakcyjne.
- Wśród innych przedstawicieli służb mundurowych można zanotować wysoki współczynnik zwolnień lub migracji pracowników do innych służb, w których pensje są wyższe. Mam tu na myśli np., SOP. Jak to wygląda u Was?
- U nas także można zarejestrować przypadki osób, które z pobudek czysto ekonomicznych odchodzą ze służby. Trudno im się dziwić. Jeżeli pracownik może dostać w innym resorcie pensję wyższą o ponad 1000 zł to naturalne, że wedle prostej kalkulacji wybierze inną pracę. Część osób przechodzi do innych służb, a druga część po prostu zwalnia się i odchodzi do innych sektorów.
- Może jest tak, że zawód strażaka w pewnym sensie przerasta ludzi?
- Nie. Problem tkwi w niskich uposażeniach. Ciężko za tak niską pensję utrzymać siebie i rodzinę. Nie wspomnę o kredycie na mieszkanie czy budowie domu, bo przecież gdzieś trzeba mieszkać.
- Jak wypełniacie lukę powstałą po pracownikach, którzy odchodzą przy jednoczesnym braku nowych kandydatów do służby?
- Państwowa Straż Pożarna ma trochę ponad 30 tys. etatów. Mniej więcej 80 proc. funkcjonariuszy strażaków to osoby, które jeżdżą do różnych akcji. Natomiast 20 proc. to administracja, czyli pracownicy biurowi. Taką mamy strukturę. W momencie, gdy utrzymujemy wakaty również do służby musi się stawić w całym kraju 5200 tys. strażaków. Tylko na tym poziomie liczebnym jesteśmy w stanie podejmować skuteczne działania. Jeżeli brakuje pracowników to ci, którzy pracują muszą częściej stawiać się do służby. W związku z tym wypracowujemy nadgodziny. Cieszę się, że w ostatnich propozycjach ministra MSWiA znalazł się sposób na rozwiązanie tego problemu.
- Ile w skali roku odnotowujecie nadgodzin?
- Nadgodziny są naszą ,,zmorą". Jest ich ok. 7 mln rocznie. To potężna liczba nadgodzin. W całym MSWiA co roku funkcjonariusze generują ok.12 mln nadgodzin z czego powtórzę raz jeszcze. Nasze jest to 7 mln. Braki kadrowe biorą się także z innego powodu.
- Jakiego?
- Państwowa Straż Pożarna od szeregu lat nie miała waloryzacji budżetów rzeczowych. Ceny nośników energii, sprzętu rosną, a nasze budżety nie. Zdarzają się sytuacje iż Komendanci nie są w stanie przy pomocy środków, którymi dysponują wykonać zaplanowanego budżetu.
- Jednak sytuacja, o której rozmawiamy nie powstała wczoraj.
- Owszem. Powiem wprost. Tak jak poprzedni rząd, tak i ten nie waloryzował budżetów rzeczowych komend.