"Super Express": - Jak pani przyjęła decyzję Komitetu Politycznego PiS o rozwiązaniu pomorskich struktur partii? Jeden z wykluczonych Jacek Kurski jest nią zaskoczony.
Hanna Foltyn-Kubicka: - A ja nie. Pełniąc obowiązki prezesa okręgu gdańskiego, widziałam, że zarząd nie funkcjonuje tak, jak powinien. W niektórych strukturach nie działo się zupełnie nic. Mamy za pasem wybory samorządowe i trzeba się wziąć ostro do roboty. Jako szefowa PiS na Pomorzu będę chciała uczynić pełnomocnikami ludzi młodych. Przewietrzyć starą kadrę. Również Platforma rozwiązała struktury np. w Świętokrzyskiem, bo te dotychczasowe uniemożliwiały rzetelną pracę. Okręg gdański to matecznik Platformy, należało więc usprawnić i wymienić w niektórych powiatach pełnomocników PiS.
- I ukarać tych najbardziej niesubordynowanych. Np. Jacka Kurskiego, z którym było pani nie po drodze.
- Nie jest tajemnicą i nigdy tego nie ukrywałam, że nasza współpraca nie układała się zbyt dobrze. Jednak pan Kurski wybrany na posła został na Warmii i Podlasiu, a nie w Gdańsku. Co więcej, jako była europoseł, wiem, jak wygląda praca w Parlamencie Europejskim. Pracując na zmianę w Brukseli i w Strasburgu Jacek Kurski i Tadeusz Cymański mogą przebywać w kraju tylko w weekendy. Zakładając, że rzeczywiście chcą pracować. Jednak w statucie europosła jest wyraźnie napisane, że nie może on zajmować się polityką krajową. Ja sama nie wybieram się ani do samorządu, ani do parlamentu polskiego, a tym bardziej do europejskiego.
- Nie jest pani przykro z powodu odejścia obu kolegów z partii? Chyba jednak coś dobrego po sobie zostawili...
- Ciekawe co? Tadeusz Cymański zostawił po sobie sześć osób w strukturach PiS w Malborku. Twierdzi, że jest inaczej, a ja twierdzę właśnie tak, bo mam na to dokumenty. Dlaczego ma mi być przykro? Obaj są europosłami. Czeka tam na nich mnóstwo roboty, więc mają duże pole do popisu.
Hanna Foltyn-Kubicka
Posłanka PiS do Parlamentu Europejskiego w latach 2004-2009