Na krótko przed świętami Bożego Narodzenia, 19 grudnia, policjanci z Komendy Stołecznej Policji przeszukali klasztor dominikanów w Lublinie. Szukali Marcina Romanowskiego, który od 6 grudnia ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości. O kulisach opowiedział przeor klasztoru. Według jego relacji policjanci pokazali odpowiednie dokumenty i się wylegitymowali. Nie mieli ze sobą kamer ani broni, robili jedynie zdjęcia telefonami. Zakonnicy byli zszokowani taką wizytą. Jak przyznał ojciec Pawlina, funkcjonariusze zachowali się kulturalnie i z szacunkiem do miejsca.
- Żeby się czegoś spodziewać, trzeba mieć ku temu podstawy. Byliśmy absolutnie zaskoczeni. Tym bardziej, że żaden z ojców mieszkających w tym klasztorze nie znał Marcina Romanowskiego. A trzeba nadmienić, że nigdy nie było problemów w kontekście współpracy z policją, chociaż współpracowaliśmy w różnych sprawach - mówił w rozmowie z Interią o. Arnold Pawlina.
W czasie poszukiwań Marcina Romanowskiego w klasztorze policjancie weszli między innymi do pomieszczeń objętych klauzurą zakonną. Jak wytłumaczył przeor, to szczególne miejsca, gdzie goście nie mogą wchodzić. Wyjątkiem od zasady jest nagła, ważna sytuacja, jak na przykład konieczność uzyskania pomocy lekarskiej.
- O ile wiem, nikt nie prosił nas wcześniej o żadne materiały, nie zwracał się do nas w żaden sposób. Biorąc pod uwagę stanowisko wysokich urzędników policyjnych, to zupełnie niezrozumiałe. Gdyby były jakiekolwiek przesłanki świadczące o naszych powiązaniach z panem Romanowskim, z pewnością wszystko zostałoby odebrane inaczej - opowiadał duchowny. - Przyznam szczerze, w momencie przeszukania nie wiedziałem nawet, kim jest i jak pan Romanowski wygląda. Mógł oczywiście wejść w miejsca ogólnodostępne dla wiernych i turystów. Nigdy jednak nie był naszym gościem, nie był odpowiedzialny za cokolwiek, co organizował klasztor - dodał.
Sprawa Marcina Romanowskiego
Marcin Romanowski usłyszał 11 zarzutów w związku z Funduszem Sprawiedliwości, którym zajmował się jako wiceminister sprawiedliwości. Prokuratura Krajowa zarzuca politykowi między innymi udział w zorganizowanej grupie przestępczej, przekraczanie uprawnień i niedopełnienie obowiązków oraz poświadczenie nieprawdy w dokumentach.
Poseł PiS 6 grudnia opuścił szpital w Lublinie na własne żądanie i deaktywował telefony zarejestrowane na swoje nazwisko, a 9 grudnia wystawiono za nim list gończy. Służby rozpoczęły poszukiwania polityka. Na krótko przed świętami wystosowano wniosek o Europejski Nakaz Aresztowania i czerwoną notę Interpolu. Niedługo potem pojawiła się informacja, że Marcin Romanowski uzyskał azyl polityczny na Węgrzech.
Sam zainteresowany uważa, że takie działanie było konieczne, bowiem jego sprawa jest umotywowana politycznie i w swoim kraju nie może liczyć na sprawiedliwy proces.