Przemysław Harczuk

i

Autor: "Super Express"

Przemysław Harczuk: Znieczulica A.D. 2018

2018-09-17 5:02

"Nie zapomnę „pijanego” człowieka, który zataczał się na jednej z warszawskich ulic, następnie upadł. Kilka osób (może większość) uznała, że „pijakiem” nie ma co zaprzątać sobie głowy. Jak się okazało facet był w stu procentach trzeźwy. Miał zator płucny, a bełkotliwa mowa wynikała z niedotlenienia mózgu. Niestety, człowiek zmarł" - pisze w najnowszym felietonie dziennikarz działu Opinie, Przemysław Harczuk. 

Młody, nastoletni piłkarz zmarł w wyniku udaru. Niewyobrażalna tragedia samego chłopaka i jego bliskich. Szokuje, że straszna choroba dotknęła osoby tak młodej i wysportowanej. Najbardziej szokuje jednak coś innego – opisana przez rodziców chłopca znieczulica i niewydolność w polskiego systemu ochrony zdrowia.

Ekipa karetki twierdziła, że chłopiec na pewno musiał „coś wziąć”, zawiozła go do szpitala nieprzystosowanego do pomocy chorym z udarem. Właściwą pomoc dziecko dostało dopiero po kilku godzinach.

Czy gdyby pomoc przyszła od razu, chłopak byłby ocalony? Nie wiadomo. Pewne jest natomiast, że i system działa (pomimo zmian kolejnych rządów) fatalnie, i u niektórych (nie u wszystkich) pracowników ochrony zdrowia występuje swoisty rodzaj znieczulicy. Tu ratownikom nie mieściło się w głowie, że nastolatek mógł dostać udaru, bo choroba ta częściej uderza w ludzi starszych. Znam przykład emeryta, któremu w szpitalu odmówiono operacji, bo jest „za stary”, a „najwyżej jak się pogorszy utnie się nogę”. Tak, wiem, że wielu (zdecydowana większość) lekarzy i pielęgniarek pracuje ciężko, ofiarnie wykonując swoją pracę. Nie zmienia to faktu, że bezduszność medycznej biurokracji jest porażająca. A znieczulica jest problemem powszechnym.

Dotyczy zresztą nie tylko służby zdrowia, ale wszystkich. Nie zapomnę „pijanego” człowieka, który zataczał się na jednej z warszawskich ulic, następnie upadł. Kilka osób (może większość) uznała, że „pijakiem” nie ma co zaprzątać sobie głowy. Jak się okazało facet był w stu procentach trzeźwy. Miał zator płucny, a bełkotliwa mowa wynikała z niedotlenienia mózgu. Niestety, człowiek zmarł.

Inny przykład. Starszy człowiek upadł na przejściu dla pieszych. Z pomocą pośpieszyli mu kierowca i pasażerowie samochodu, który zatrzymał się przed przejściem. Tym razem pomoc była skuteczna, staruszka dało się uratować. Jednak ludzi, którzy mu pomogli spotkały wyzwiska ze strony innych użytkowników drogi. Bo zatrzymując się na przejściu „zablokowali” ruch. I oczywiście standard z zimy tego roku – hejt na ludzi, którzy w jeden z nielicznych mroźnych wieczorów wpuścili na klatkę bezdomnego. Uratowali mu pewnie życie, ale zdenerwowali sąsiadów. Wszystko to działo się w Warszawie, w elitarnych dzielnicach. A brakiem empatii wykazują się ludzie, mieniący się elitą. Niestety, do prawdziwej elity ludziom tym bardzo daleko.