To eksperci NFZ wydają opinie na temat wprowadzanych na polski rynek leków. Praca to ciężka, a rola eksperta znaczna, nie dziwota, że za pracę należy się dodatkowe i sowite wynagrodzenie. Wysoka urzędnik NFZ została niedawno zatrzymana przez Centralne Biuro Antykorupcyjne. Za to, że pojechała na Majorkę. Wyjazd sponsorował koncern farmaceutyczny, którego lek pani ekspert miała opiniować.
To niejedyny przykład. Raport Najwyższej Izby Kontroli opisuje przypadek programu leczenia reumatoidalnego zapalenia stawów. RZS chorobą jest ciężką, a jego leczenie trudne. Pacjentów ucieszy zapewne więc fakt, że specjalista mający zajmować się ich leczeniem skorzystał z zafundowanego przez producenta leku wyjazdu do Atlanty. Za granicę jeździli też eksperci oceniający leki na czerniaki, nowotwory piersi, choroby gruczołu prostaty i wiele innych. Czepia się biednych ekspertów NIK, śledzi CBA, a przecież ich działanie to nic zdrożnego. W kraju, w którym posłowie korzystają z kilometrówek, a mówią, że takowe nie istnieją, w którym marszałek Sejmu z naszych pieniędzy finansuje sobie wojaże po kraju, a jeszcze jako szef MSZ je za publiczne pieniądze kolację w cenie minimalnej pensji, działania ekspertów NFZ nie powinny bulwersować.
Zresztą Bartosz Arłukowicz i Sławomir Neuman, ministerialni przełożeni rzeczonych fachowców od zdrowia, sami dali przykład poprzez płacenie z publicznych środków za podróże prywatnymi samochodami. Skoro najwyżsi urzędnicy działają na granicy prawa, a państwo, jak stwierdził były szef MSW, działa jedynie teoretycznie, pretensje do ekspertów mieć jest ciężko. A pacjenci? Jakość ochrony zdrowia jaka jest, każdy widzi. Lekarze nas nie uleczą, proponowane przez nich leki - też niekoniecznie. Majorką wyleczą nas eksperci. A że większości z nas nie stać, to już nasz problem.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail