Przemysław Harczuk: „Piramidalne bzdury”. Czy aby na pewno?

2014-11-27 14:27

Mój redakcyjny kolega Tomasz Walczak kilka dni temu postanowił ostro rozprawić się z tezą o możliwym zafałszowaniu wyborów. W materiale skupił się na „piramidalnych bzdurach”, jakie opowiadają politycy opozycji. Obok fałszerstw wyborczych ma być nimi teza o zamachu w Smoleńsku oraz twierdzenie o „mitycznym układzie III RP”.

Nie mogę się z takim oglądem zgodzić. Po pierwsze –  wcale nie uważam, by wyrażenie wątpliwości w sprawie wyborów miało być przejawem jakiegoś szaleństwa. Powtórzenia głosowania domaga się PiS, ale także SLD. A więc dwie, spośród czterech głównych sił politycznych w Polsce. Sił, dodajmy, o całkowicie przeciwstawnym światopoglądzie i rodowodzie. Skandal wokół liczenia głosów  (awaria systemu) jest faktem. Bałagan informacyjny, jeszcze przed głosowaniem – też. Faktem są też informacje o możliwości nadużyć w poszczególnych komisjach wyborczych.

To być może za mało, by wysnuć tezę o całkowitym fałszu wyborczym. Jednak  wyrażanie wątpliwości wobec przebiegu głosowania zagrożeniem dla demokracji nie jest. Zamykanie dziennikarzy podczas wykonywanej pracy – jak najbardziej tak. I właśnie to powinno nas dziś zajmować.

Z kolei sprawą Smoleńska nie zajmowałem się, robiło to wielu moich przyjaciół. Fizykiem nie jestem, na samolotach się nie znam, ale... wiem jak przeprowadzane powinno być śledztwo. Wrak samolotu nie jest złomem, jak przekonują nas prorządowi publicyści, ale dowodem rzeczowym w sprawie, który natychmiast po katastrofie powinien do Polski wrócić. Tymczasem ów dowód rzeczowy nie tylko leży sobie w Rosji, ale został przez gospodarzy pocięty na kawałki i umyty. Wątpliwości wzmaga też fakt, że do tragedii 10 kwietnia doszło nie w państwie zaprzyjaźnionym, ale w kraju, który dziś usiłuje wszelkimi metodami odwrócić porządek międzynarodowy. Brak zaufania do Rosji Putina jest więc przejawem nie szaleństwa, ale rozsądku.

I wreszcie ostatnia rzecz, która w materiale Tomasza Walczaka uderza najbardziej. To nazwanie piramidalną bzdurą tezy o układzie III RP. Istnienie sieci powiązań, interesów, sitw, nierzadko korzeniami sięgających PRL potwierdzi każdy, kto na własnej skórze doświadczył działań aparatu państwa, sądów, urzędów skarbowych. Stwierdzenie faktu wariactwem nie jest.