Przemysław Harczuk

i

Autor: "Super Express"

Przemysław Harczuk o zapowiadanym strajku ratowników: Strach zachorować!

2018-08-02 10:50

Znajoma, która w stanie wojennym miała małe dziecko, opowiadała mi o jednym z najgroźniejszych dni w jej życiu. Dziecko straciło przytomność, a ona nie miała jak wezwać pogotowia. Na szczęście mieszkała obok szpitala, więc dziecko udało się uratować. Pytanie jednak, ile osób, w pierwszą noc stanu wojennego zmarło tylko dlatego, że w całej Polsce wyłączono telefony i nie można było wezwać karetek? Jak wpłynęło to na umieralność tego konkretnego dnia? Nie wiemy, jednak z pełną odpowiedzialnością można założyć, że przypadki śmierci z powodu braku kontaktu z pogotowiem były. I ludzi, którzy wtedy umarli można dopisać do grona ofiar, obok mordowanych górników, czy poszczególnych opozycjonistów.

Minęły lata. W dobie numeru 112, wszechobecnych telefonów komórkowych, sytuacja ze stanu wojennego zdaje się abstrakcją. A jednak – straszna wizja braku możliwości skorzystania z karetki w sytuacji zagrożenia staje się realna. Wszystko przez zapowiedź strajku ratowników medycznych. Oczywiście ratownicy mają rację domagając się równego traktowania. Nie widać powodów, dla których pielęgniarki mają dostać wyższe podwyżki, niż oni. Nie ma powodu, by ratownicy z pogotowia podwyżki dostawali, a ci z SOR byli owych podwyżek pozbawiani. Można zrozumieć rozgoryczenie. Można rozumieć bunt w sytuacji, w której rząd mówi o sukcesie gospodarczym, gospodarka notuje świetne wyniki, jest czas prosperity, a ratownicy nie mają nic. A jednak jest coś, co w tym proteście niepokoi. Ratownicy medyczni to jednak nie kierowcy autobusów, którzy strajkując „najwyżej” sparaliżują miasto. To nie nauczyciele, którzy odmawiając świadczenia pracy „najwyżej” dzieciakom dadzą parę dni wolnego. Strajk ratowników medycznych, brak odpowiedniej liczby karetek, spowodowałby niewyobrażalny chaos. I mógłby doprowadzić do tragedii wielu ludzi. Miejmy nadzieję, że obie strony – ministerstwo i ratownicy – się porozumieją i strajku nie będzie. A jeśli już do niego dojdzie, to że nie przybierze on najradykalniejszej formy, i tragedia nie stanie się faktem.