W całym kraju trwają – mniej liczne, ale radykalniejsze niż w ubiegłym roku – protesty opozycji przeciwko zmianom w sądownictwie. Nie wchodząc w meritum protestu – nie ulega wątpliwości, że sądownictwo należy gruntownie od góry do dołu zreformować, wątpliwości są co najwyżej co do sposobu owej reformy. Zastanawia jednak polityka i strategia opozycji. A raczej jej gen autodestrukcji, który podczas protestów się pojawił. I nie, nie chodzi o tupanie, gwizdy, krzyki – to na demonstracjach rzecz normalna. Nie chodzi nawet o mazanie po budynku Sejmu, czy wwożenie ludzi w bagażnikach na teren parlamentu. Autodestrukcja i samobójcza taktyka polega na połączeniu postulatów walki o konstytucję ze skrajną, liberalną (a raczej nihilistyczną) i lewicową ideologią. Opozycja krzyczy konstytucja, a za moment „moja macica”, „księża na księżyc” itd. W ten sposób po pierwsze – szkodzą sprawie, której rzekomo bronią. Bo jeśli faktycznie chodzić ma o konstytucję i spór z PiS-em o to, co jest konstytucji łamaniem, a co nie, opozycja powinna spróbować przekonać do siebie jak największą liczbę obywateli, o poglądach od lewicy do prawicy. Stawiając na pierwszym planie prawo do aborcji, siłą rzeczy ludzi o konserwatywnych poglądach, nawet będących przeciwnikami PiS, od swoich protestów odstręczają. A sprawa w teorii dla opozycji zasadnicza – praworządność, konstytucja – ważna staje się tylko dla radykalnego antypisu.
Jest też kwestia politycznej skuteczności. Solidarność przekonała do siebie miliony obywateli, mając poparcie Kościoła, kombatantów z AK i podziemia zbrojnego z czasów stalinowskich, ale też dysydentów z partii komunistycznej. W wielkim ruchu byli robotnicy, i inteligencja. Wreszcie – cała gama poglądów, od zdecydowanej lewicy do radykalnej prawicy. Obecna opozycja krzyczy o zagrożeniu dla demokracji, jednocześnie proponuje Polakom jeden, konkretnie lewicowo-liberalny przekaz. Widać to po kampanii samorządowej, gdzie wskazany przez PO konserwatywny kandydat na prezydenta Wrocławia Kazimierz Michał Ujazdowski stracił poparcie opozycji, bo nie godziła się na niego Nowoczesna. „Nie do zaakceptowania był jego konserwatyzm” – rzekła na łamach „Super Expressu” Katarzyna Lubnauer, liderka Nowoczesnej. To prosta droga do zamknięcia się w ideologicznej bańce i wyborczej klęski. Warto przypomnieć, że PO wygrywała, dopóki rządził nią cyniczny, ale grający na kilku fortepianach (socjaldemokratycznym, liberalnym, konserwatywnym), stroniący od ideologicznego zaangażowania Donald Tusk. Poniosła klęskę, gdy jego następczyni Ewa Kopacz za najważniejszy uznała mocny skręt w lewo. Ale wykluczanie konserwatystów pokazuje coś jeszcze – że sprawa sądów, konstytucji, praworządności, u opozycji schodzi na dalszy plan. Ustępuje ideologii gender, związków partnerskich, parad równości, prawa do aborcji.