Z jednej strony, widzę głupotę (trudno inaczej to nazwać) radykalnych ekologów. Najlepszym przykładem jest Argentyna, gdzie obrońcy praw małpy osiągnęli cel – decyzją sądu samica orangutana zostanie wypuszczona na wolność. Fakt, że całe życie spędziła w zoo, na wolności może nie przeżyć, ekoterrorystów nie interesuje. Grunt, że zadość się stało ich ideologii. Na pewno nie przeżyły lisy, wypuszczone swego czasu przez fanatycznych ekologów z jednej z farm. Po prostu – do życia na wolności nie były przystosowane. Zgadzam się też z argumentem, że wielu obrońców zwierząt jest zwolennikami zabijania nienarodzonych, eutanazji, itd. Wiem, że protesty w obronie karpia, czy kurczaków na Wielkanoc służyć mają nie trosce o zwierzęta, lecz uderzeniu w tradycję świąt. W tym roku na szczęście słabiej słyszany był głos obrońców choinek, których ubieranie ma przysparzać drzewkom cierpienia.
Jednak odpowiedzią na zielony fanatyzm nie może być poparcie dla bestialstwa wobec zwierzaków. A hodowle przemysłowe, w wielu przypadkach takowym bestialstwem są. Tomasz Terlikowski pisze w „Plusie Minusie” w „Rzeczpospolitej”, że zakaz hodowli przemysłowych ma być pierwszym krokiem do zakazu jedzenia mięsa w ogóle. Być może tak jest. Dalej jednak redaktor naczelny TV Republika stwierdza, że nie ma dowodów na to, jak złe jest traktowanie zwierząt w owych hodowlach. Otóż w tym wypadku publicysta się myli. Zwierzęta hodowane w smrodzie, na małej przestrzeni, karmione siłą przez włożenie rury do gardeł – jest torturą. Co ważne dla smakoszy mięs – w hodowlach przemysłowych karmi się dobrostan jedzeniem gorszej jakości, często szprycuje antybiotykami. Zdecydowanie wyższą jakość ma mięso kupione z hodowli mniejszych, ekologicznych.
Zobacz: Michnikowszczyzna umiera, narodziło się coś gorszego
Owszem, zwierzę nie jest człowiekiem, ale nie jest też nie odczuwającym bólu przedmiotem. W związku z tym, znęcanie się nad zwierzęciem jako istotą jest słusznie karane. Jako konserwatysta ubolewam, że karana nie jest aborcja, że w wielu krajach pozwala się na eutanazję. Jednak można być zdeklarowanym obrońcą życia, jednocześnie miłośnikiem zwierząt. Zgadza się, zastępowanie dzieci pieskiem i kotkiem jest absurdem naszej rzeczywistości. Z drugiej strony, rodzice wprowadzając do domu z dziećmi zwierzę mogą uczyć pociechy odpowiedzialności, dbałości o słabszą istotę. Koty, psy, konie służą często w terapii dzieci niepełnosprawnych, czy chorych. Z kolei zabicie zwierzęcia było ważnym elementem szkolenia adeptów nazizmu, czy komunizmu. Miało znieczulać na cierpienie. Dziś zabicie żywego zwierzątka jest elementem inicjacji niektórych satanistycznych sekt. Konserwatyści powinni mieć tego świadomość.
I jeszcze jedno. Niedawno Tomasz Terlikowski napisał, że nie rozczula go w ogóle los zabijanych w ogrodach zoologicznych zwierząt. Mnie los ten nie rozczula, ale niepokoi. Bo, skoro bez powodów i mimo protestów zabito zdrową żyrafę i zdrowe lwy, kto zapewni, że nie jest to wstęp do zabijania w przyszłości zdrowych, niewygodnych dla władzy ludzi?
A wracając do karpia – osobiście nie jem, z powodu alergii. Rodzina kupuje jednak ryby z dobrych, ekologicznych, nie przemysłowych hodowlach. Podobnie rzecz się ma z mięsem (tu alergii nie mam). Hodowle przemysłowe to nie tylko krzywda zwierząt, ale też złej jakości, niesmaczne i niezdrowe mięso. Warto o tym pamiętać.
ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail