Od razu jednak pojawiły się wątpliwości. Na argument, że prawnik może nie poradzić sobie w walce z prawniczym lobby, przedstawiciele Ratusza odpowiadali, że tylko prawnik może zrozumieć zawiłości procesów, jakie miały miejsce w stolicy. Gdy jeden z radnych zarzucił Pahlowi, że jego rodzina sama ma roszczenia reprywatyzacyjne i korzysta w dodatku z usług kancelarii mec. Roberta Nowaczyka, tego samego, który odzyskał słynną działkę na pl. Defilad, na czym miasto straciło miliony, wiceprezydent zaprzeczył. Twierdził, że krewni pragnący odzyskać działkę to daleka rodzina, z usług Nowaczyka nie korzystała. Dziś "Super Express" prezentuje dokument, z którego wynika, że krewni Witolda Pahla korzystali właśnie z usług Nowaczyka. Kręci urzędnik czy może sam został wprowadzony w błąd przez krewnych? Nie wiem. Jedno jest pewne - walka z reprywatyzacyjnymi nieprawidłowościami w wykonaniu władz stolicy wygląda wręcz groteskowo. I trudno się temu dziwić. I nie chodzi tu o osobę Witolda Pahla. Nawet gdyby zamiast Witolda Pahla do walki z łowcami kamienic Ratusz wyznaczył Joannę d'Arc, walka ta skazana byłaby na niepowodzenie. Z prostej przyczyny - jest o kilka lat spóźniona. Prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz przez dekadę zdawała się nie zauważać wielu nieprawidłowości. Nie reagowała, gdy w mieście przez nią rządzonym żywcem spalono Jolantę Brzeską, działaczkę lokatorską walczącą o prawa ludzi wyrzucanych z mieszkań przez "skupicieli" roszczeń. To właśnie wtedy był moment, gdy stało się jasne, że w kwestii reprywatyzacji dzieje się w mieście bardzo źle. HGW i jej urzędnicy nie reagowali. Teraz wszelkie reakcje są spóźnione i przypominają staropolskie przysłowie o diable, co to się ubrał w ornat i ogonem na mszę dzwoni.
Zobacz: Anna Zalewska: Bunt przeciwko reformie jest polityczny